* *
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.Czy dotarł do Ciebie email aktywacyjny?
Marca 28, 2024, 09:47:02 am

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji

Autor Wątek: Marco Pantani Szkoda Że Ciebie Tu Nie Ma.  (Przeczytany 20053 razy)

Offline sportacademy

  • Administrator
  • Sr. Member
  • *****
  • Wiadomości: 468
  • Karma: +7/-3
    • Zobacz profil
Odp: Marco Pantani Szkoda Że Ciebie Tu Nie Ma.
« Odpowiedź #15 dnia: Lipca 02, 2015, 11:44:22 pm »
Przed najpoważniejszymi górami Marco Pantani jest już 14., będąc 4 minuty i 53 sekundy wolniejszy od Simoniego i 5 sekund od... Dariusza Baranowskiego.
Dwunasty etap zapowiada się pasjonująco. Na ostatnich kilkudziesięciu kilometrach Dolomity w pełnej krasie, 55 kilometrów przed metą stroma Fuessa, 23 kilometry przed finiszem Sella Valcalda i finisz, 13-kilometrowy budzący grozę swoim zakończeniem, po raz pierwszy w historii Giro d Italia sławny Monte Zoncolan (co prawda od łatwiejszej strony). 11 kilometrów przed metą na czele pozostaje już tylko 25 kolarzy. Kilometr dalej raczej niespodziewanie tempo zaczyna nadawać Baranowski, czyni to jednak tylko przez krótką chwilę, zaraz po nim na czoło na o wiele dłużej wychodzi Christian Gasperoni z Mercatone Uno. Wróży to dobrą formę lidera grupy, Pantaniego. Potwornie zmęczony prowadzeniem grupy czołowej przez 4 kilometry w tempie nie pozwalającym myśleć innym o próbie jakiejś akcji zaczepnej Gasperoni schodzi z prowadzenia na 6 kilometrów przed metą. Wówczas pałeczkę natychmiast przejmuje od niego Eddy Mazzoleni z ekipy Garzellego. Czyżby przymierze dawnych kolegów, którzy wspólnie wygrali Giro d Italia 2000? Mazzoleni jeszcze podkręca tempo, natychmiast odpadają Dariusz Baranowski i ostatni pomocnik Pantaniego - Massimo Codol. Pantani męczy się bardzo, przynajmniej tak to wygląda, ale ani myśli się poddawać. Jedzie na kole Simoniego, który za to prezentuje się rewelacyjnie, na jego twarzy nie drga nawet mięsień. Na 3 kilometry przed metą w końcu rusza do ataku Simoni, czego wszyscy się spodziewali przed etapem, i czyni tym zrywem spustoszenie w czołowej grupce. Jego tempo wytrzymuje tylko Francesco Casagrande, ale kiedy szosa nabiera nachylenia 20%, i on poddaje się. Pantaniemu brakuje dawnego przyspieszenia, nie ma mowy, aby od razu nabrał nie tylko tempa lidera, ale nawet kilku innych górali. Ale nie traci z nimi kontaktu, rozpędza się i teraz wyprzedza kolejnych kolarzy - Michele Scarponiego, Jarosława Popowicza, dogania i zaczyna ciągnąć pod górę Stefano Garzellego. Układ z 2000 r.! 1500 metrów przed metą duet łysielców dogania i przegania Francesco Casagrande. Przed nimi już tylko wspaniale dysponowany Simoni. Zmieniając się co chwila na prowadzeniu, przy czym zmiany Pantaniego wydają się bardziej soczyste, na 1000 metrów przed metą Garzelli i Pantani tracą 22 sekundy do Simoniego, a 8 sekund za nimi jadą Casagrande i Popowicz, którzy łapią drugi oddech. 700 m przed metą, na najtrudniejszym 22-procentowym fragmencie góry, Pantani jeszcze raz daje bardzo mocną zmianę. Simoni jest tylko kilkadziesiąt metrów z przodu, jednak dystans to nie do odrobienia na takiej stromiźnie. W końcu Pantani wypuszcza Garzellego do walki z Simonim, a sam na ostatnich 400 metrach traci całą przewagę do dwójki jadącej cały czas tuż za nim. Na mecie jest dopiero 5., tracąc 43 sekundy do Simoniego, 9 sekund do Garzellego, 4 sekundy do Casagrande i 1 sekundę do Popowicza. Kolejni zawodnicy tracą do Simoniego już sporo ponad 1 minutę. Mimo wszystko jest to wielki powrót Pantaniego. Nie ma szans na nawiązanie walki z Simonim, gdyby jednak tak mocno nie pracował na rzecz wicelidera, mógłby być tu nawet 2. Jego praca zostaje mimo wszystko nagrodzona awansem na 9. lokatę w klasyfikacji po dwunastu etapach Giro d Italia, 5 minut i 56 sekund za Simonim. Od 1999 r. Pantani nie był tak wysoko! Na mecie uradowany relacjonuje na gorąco, cyt.: Nie spodziewałem się, że tak dobrze dzisiaj pojadę. Naprawdę zaskoczyłem sam siebie. Inni są jednak mocniejsi. Ciągle mam problem ze zmianą rytmu. Potrzebuję jeszcze czasu, nie jestem wcale w najwyższej formie.
Czternasty etap wieńczy Dolomity, tym razem ciężkich podjazdów jest aż cztery: zaczyna się od ponad 20-kilometrowego Passo di Rolle, następnie Passo di Valles, Passo di San Pellegrino i finałowy bardzo stromy Alpe di Pampeago. Tym razem ekipa Mercatone Uno pokazuje się z dobrej strony, jeszcze 7 kilometrów przed metą Pantani jedzie w otoczeniu kilku pomocników. I wtedy ponownie w głównej roli występuje Gilberto Simoni. Na 6 kilometrów przed metą osobiście zaczyna dyktować tempo i sieje znów spustoszenie. Grupa topnieje błyskawicznie i 5 kilometrów przed metą Pantani odpada z grupy lidera po raz pierwszy. Kiedy Gilberto przestaje na chwilę pracować i spada na dalszą pozycję w czołówce, obserwując ukradkiem niszczycielskie efekty swojego przyspieszenia, Pantani wraz z 3. w klasyfikacji generalnej Andreą Noe dochodzi jeszcze do najlepszych. Jest ich w tym momencie tylko ośmiu. Niestety, na 4 kilometry przed metą na fragmencie o 16-procentowym nachyleniu Simoni ponownie rozpoczyna koncert. Tempo okazuje się zdecydowanie zbyt silne dla Pantaniego i wraz z Georgiem Totschnigiem zaczyna on odstawać. Simoni jeszcze przyspiesza i gubiąc Jarosława Popowicza zostaje sam, jak na Monte Zoncolan. Od tego momentu zdegustowany własną niemocą Pantani szybko traci dystans. Zostawia go nie tylko Totschnig, ale jeszcze wyprzedza czterech innych zawodników. Na mecie melduje się jako 12., ze stratą 2 minut i 2 sekund do wspaniałego Simoniego. Niestety, mimo oznak wzrostu formy na poprzednich etapach, na Alpe di Pampeago - gdzie przed laty zwyciężał - pokazuje się znów regres. To nie ten Pantani co kiedyś, choć i tak znacznie lepszy niż w ubiegłych latach. Po czternastu etapach pozostaje na 9. pozycji w klasyfikacji, ale traci już 8 minut i 19 sekund do lidera.
Piętnasty odcinek to 42-kilometrowa jazda indywidualna na czas, płaska, z jednym jednak dość stromym, choć tylko 2300-metrowym podjazdem. Marco Pantani jedzie dobrze, zajmuje 26. miejsce i traci co prawda 3 minuty i 32 sekundy do zwycięzcy tej próby Aitora Gonzaleza, jednak już do Simoniego strata wynosi mniej niż 2 minuty, a do wicelidera Garzellego niewiele ponad minutę. W klasyfikacji generalnej spada na 10. miejsce (przechodzi go Siergiej Gonczar), traci 10 minut i 11 sekund do Gilberto Simoniego. Dariusz Baranowski jest o 4 pozycje niżej, będąc prawie 4 minuty wolniejszym od Pirata. Dostaje za to wolną rękę, bo na czternastym etapie z wyścigu wycofuje się lider CCC-Polsat, Paweł Tonkow.
Do osiemnastego etapu klasyfikacja wyścigu na czołowych miejscach nie ulega zmianie.
Królewski etap Giro d Italia rozgrywany jest w zachodnim Piemoncie w Alpach Kotyjskich, słynących z bardzo długich, wyczerpujących podjazdów. Zaczyna się hopką Montemale di Cuneo, ale później już do mety tylko trzy wspaniałe podjazdy Colle d Esischie (Cima Coppi), Colle di Sampeyre, na deser finisz pod górę Valle Varaita (Chianale), stanowiący dolny fragment słynnego Colle del Agnello. Pantani szykuje się na ten właśnie etap od dawna. Wspominając rok 2000 i jego wspaniały come-back właśnie w tych okolicach, można w to uwierzyć. W ostateczności może Marco chociaż udzieli pomocy Stefano Garzellemu, który nie jedzie już w tej samej ekipie, jednak pozostaje jego dobrym przyjacielem. Tymczasem na Sampeyre rozpoczynają się nie zmagania z czasem, ale walka o przetrwanie. Zaczyna się robić piekielnie zimno już w fazie podjazdu, pada śnieg, jest mokro - a co tu mówić o zjeździe. Wyśmienicie dostosowuje się do tych warunków lider wyścigu, który rozpoczyna akcję zaczepną już na 45 kilometrów przed metą. Dotrzymują mu koła jedynie Jarosław Popowicz, Georg Totschnig i przeciętnie się dotychczas spisujący Dario Frigo. Nie ma już peletonu, kolarze pokonują wzniesienie pojedynczo bądź w bardzo małych grupkach. 38 kilometrów przed metą rozpoczyna się ogromnie niebezpieczny zjazd. Grupka Pantaniego i Garzellego traci wówczas 45 sekund do Simoniego. Jest tu strasznie zimno. Z przodu szaleje Popowicz, który przejmuje od Paolo Savoldellego pałeczkę najlepszego zjazdowca w peletonie (kto widział później też Vivione 2004, przyzna mi rację). 26 kilometrów przed metą Pantani wpada na... Garzellego! (jednak współpracują!). Obaj lądują w rowie. Garzelli dość szybko wstaje i ogląda się na swojego sprzymierzeńca. Pantani wygląda bardzo źle, nie pojedzie z nim już dalej. Cierpi i zastanawia się nad kontynuowaniem jazdy. Ostatecznie jednak rusza powoli dalej. Ale na 11 kilometrów przed metą ma już około 11 minut straty do Simoniego (Garzelli 3 minuty i 5 sekund). Jest jednak już dużo cieplej. Na metę Pantani przyjeżdża w asyście dwóch kolarzy Mercatone Uno - Massimo Codola i Sylwestra Schmyda. Zajmuje miejsce 23., niby, zważywszy na te przygody, nieodległe, jednak aż 16 minut za triumfującym Dario Frigo. To niesamowity etap, wystarczy tylko obejrzeć sobie z niego zdjęcia. W zasadzie powinien być skrócony o 50 kilometrów i skończyć się po zjeździe z Cima Coppi w Ponte Mormora, tak, jak w 1988 r. kolarze nie powinni wspinać się pod Passo di Gavia, a, używając skrajnego przykładu, w 1956r. pod Monte Bondone - kolarstwo to nie sport dla morsów, lecz letnia dyscyplina sportu. Kolarze z drugiej dziesiątki tracą na osiemnastym etapie po kilkanaście minut, a z trzeciej już ponad 20 minut. Większość kolarzy, którzy przystępują do osiemnastego etapu, przyjeżdża ponad pół godziny za Frigo i Simonim! W limicie czasu nie mieści się 35! kolarzy, dodatkowo 5 wycofuje się z dalszej jazdy w trakcie trwania etapu, w tym tak wyśmienici górale, jak Francesco Casagrande (już przed Cima Coppi) i Julio Perez-Cuapio. W klasyfikacji generalnej Marco Pantani wypada z pierwszej dziesiątki na 14. miejsce, tracąc aż 26 minut i 12 sekund do niemal pewnego zwycięzcy wyścigu Gilberto Simoniego.
Dziewiętnasty etap to nie tylko ostatni górski odcinek w wyścigu, ale także najdłuższy etap Giro d Italia 2003 - 239 kilometrów. Kończy się finiszem pod górę w Cascata del Toce na podjeździe Formazza. Marco Pantani kilkanaście godzin po upadku, wbrew obawom czuje się bardzo dobrze i startuje do tego maratonu z przemożną chęcią zrealizowania swojej ostatniej w tej edycji szansy. Już od tylu lat niczego nie wygrał, właściwie od Courchevel... Mercatone Uno i Saeco na przemian dyktują tempo w peletonie, na finałowym podjeździe grupa lidera oddaje już zupełnie pola Mercatone Uno, a konkretnie Roberto Contiemu i Mario Manzoniemu. Wróży to atak Pantaniego. I scenariusz ten znajduje potwierdzenie. 5 kilometrów przed metą atakuje samotnie Marco Pantani, początkowo jedynie Simoni jest w stanie utrzymać się za nim, ale mocny w ostatnim tygodniu wyścigu Dario Frigo doprowadza do tej dwójki także Wladimira Bellego i Franco Pellizottiego. Niespodziewanie brakuje Garzellego, Noe i Popowicza. Kilometr dalej Pantani ponawia mocny atak, ale Simoni ma z nim stare porachunki i doprowadza pozostałych do Pirata. 2,5 kilometra Pantani atakuje po raz trzeci, na wypłaszczeniu!!! Wydaje się to jedynym sposobem na najlepszego obecnie włoskiego górala Simoniego. Pantani zdobywa nawet pewną przewagę, grupka goniąca dodatkowo się powiększa. Ale na stromym fragmencie 1500 metrów przed finiszem znów Simoni doprowadza pościg do Pantaniego. To już koniec, Marco jest wymęczony kilkoma atakami, bardziej chyba nawet psychicznie. 1000 metrów przed końcem etapu atakuje jeszcze Franco Pellizotti, ale Simoni też wyznaje tego dnia zasadę: żadnych prezentów, samotnie dościga uciekiniera i na ostatnich metrach wyprzedza go. A zrezygnowany Pantani na ostatnim kilometrze mocno zwalnia i daje się wyprzedzać jeszcze kilku kolejnym zawodnikom. Tak chciał wygrać ten etap... No cóż, to już nie ta noga. Kończy dopiero na 12. miejscu, 44 sekundy za Simonim. A po dziewiętnastu etapach awansuje o jedną pozycję na 13. miejsce, tracąc 27 minut i 16 sekund do lidera.
Dwudziesty etap, krótki i ledwie pagórkowaty, nie zapowiada się bardzo ciekawie, jednak kolarze ścigają się wciąż na poważnie. Marco Pantanio, mimo niekorzystnego dla górali ukształtowania trasy, chce znów wygrać, jakby czując, że za rok już tu nie wróci ... Mercatone Uno jedzie bardzo aktywnie. 45 km przed metą ucieka 27 kolarzy z Pantanim i aż trzema pomocnikami z jego ekipy, Massimo Codolem, Christianem Gasperonim i Mario Manzonim. W grupie cały czas jest niespokojnie, w pewnym momencie atakuje sam Pantani, ale bez powodzenia, zresztą, na takim terenie przynajmniej on nie miałby szans dojechać do mety samotnie. Udaje się za to akcja zainicjowana 28 kilometrów przed metą przez Marco Velo, który zostaje później doścignięty jeszcze przez Giovanniego Lombardiego, Giuliano Figuerasa i Eddy Mazzoleniego. Najszybszy w tym gronie Lombardi nie ma problemu z etapową wygraną, ale do końca nie było pewne, czy w tym gronie szukać należy triumfatora; na ostatnich kilometrach Mercatone Uno bardzo mocno pracuje, aby zniwelować tę stratę i niemal się to udaje. Na mecie Pantani zajmuje 15. miejsce, ledwie 4 sekundy za Lombardim. W klasyfikacji generalnej odrabia 1 minutę i 38 sekund do Simoniego, ale wciąż pozostaje na 13. pozycji.
Przyzwoicie Pantani wypada podczas ostatniego etapu, 33-kilometrowej jazdy indywidualnej na czas - 28. miejsce. To jego ostatni wyścig w życiu... W klasyfikacji końcowej Giro d Italia 2003 spada jednak o jedno miejsce, bo lepiej od niego jedzie będący przed ITT niedaleko za nim w klasyfikacji generalnej młody Sandy Casar. Zajmuje 14. miejsce, dwie pozycje za Dariuszem Baranowskim, i traci 26 minut i 15 sekund do Gilberto Simoniego.

Niestety, to zdecydowanie za mało, by zasłużyć sobie na start w jubileuszowym Tour de France. Jean-Marie Leblanc pozostaje nieugięty.
Jednak Pantani zachowuje wciąż nadzieję na start w Tour de France i ima się wszelkich możliwych sposobów, aby osiągnąć ten cel. Pod koniec Giro d Italia, 28 maja, ogłasza, że chce zmienić barwy i dołączyć do nowo powstałej grupy Jana Ullricha, zaproszonej do Wielkiej Pętli - Bianchi. Marco powiada, cyt.: Chcę koniecznie znowu pojechać w Tour de France. Zawsze potrzebowałem motywacji do ścigania, a Tour nadaje się do tego perfekcyjnie. Pokazałem, że jestem jedynym poważnym rywalem, którego Armstrong mógłby się obawiać.
Z planów tych niestety nic nie wychodzi. Niemcy stawiają na swojego zawodnika, źle jest mieć w zespole dwóch liderów.

Jest już zatem pewne, że rozegrany w dniach 5-27 lipca Tour de France będzie się musiał po raz trzeci z rzędu obyć bez swojej wielkiej ongiś gwiazdy.

Marco przeżywa to niestety o wiele bardziej niż w poprzednich latach. Odbył przecież karę dyskwalifikacji, dobrze wypadł w Giro d Italia, dlaczego nie chcą dać mu nawet szansy? W efekcie Pantani już po raz ostatni traci motywację do treningów i wpada w kolejną poważną depresję. Bierze ogromne ilości leków uspokajających, jest coraz bardziej zgorzkniały. Leczy się w klinice specjalizującej się w zwalczaniu przygnębienia i uzależnienia od lekarstw.
Na dodatek na początku czerwca jest gotowy publiczny akt oskarżenia w sprawie posiadania przez Pantaniego podczas Giro d Italia w 2001 r. środków dopingujących (za który to czyn w 2002 r. odbył już półroczną karę dyskwalifikacji) i prokurator kieruje go do sądu.
Nic dziwnego, że jeszcze w tymże czerwcu zostaje przewieziony do kliniki w Teolo koło Padwy, specjalizującej się w leczeniu depresji i uzależnień narkotykowych. A miesiąc później trafia do szpitala psychiatrycznego, gdzie przebywa kolejne dwa tygodnie. Zdaniem lekarzy, załamanie nerwowe Pantaniego wywołane zostało niedopuszczeniem go do startu w trwającym właśnie Tour de France.
Powrotu do równowagi psychicznej nie ułatwia mu także decyzja kierownictwa macierzystej grupy. Rzecznik prasowy Mercatone Uno mówi, że nie wie, gdzie aktualnie przebywa kolarz i, że nie jest już drużynie potrzebny. Marco Pantani zostaje zawieszony w prawach członka grupy Mercatone Uno. Rozżalony tą decyzją, o której dowiaduje się zresztą sporo czasu po jej ogłoszeniu, Marco Pantani w dniu 23 września w wywiadzie dla Voce di Romagna ogłasza zakończenie sportowej kariery. Jako powód podaje brak motywacji do dalszego uprawiania kolarstwa zawodowego.
2 października Marco Pantani, oskarżony o stosowanie dopingu podczas Giro d Italia w 1999 roku, zostaje uniewinniony przez sąd w Tione. Sąd nie karze kolarza, gdyż w 1999 roku doping we włoskim prawie cywilnym nie był wykroczeniem karalnym, ściganym z urzędu. Sędzia w uzasadnieniu wyroku podkreśla także, że podniesiony poziom hematokrytu może co prawda wskazywać na stosowanie niedozwolonych środków, ale nie jest dowodem ostatecznym, mogącym być podstawą do wydania wyroku skazującego. Pantani jest nieobecny na rozprawie, na której ogłaszano wyrok. Może gdyby sądy we Włoszech działały szybciej, byłaby jeszcze szansa na jego uratowanie, a tak Pantani, na którym takie orzeczenie uczyniłoby duże wrażenie jeszcze parę miesięcy wcześniej, nie komentuje nawet wyroku. Zresztą, po ogłoszeniu zakończenia kariery media trochę o nim już zapomniały. Jest za późno. Kokaina na dobre powraca do jego łask. Choć ma jeszcze przebłyski świadomości, m. in. wiedziony przykładem innego słynnego narkomana-sportowca Diego Maradony, w listopadzie jedzie nawet na Kubę, by tam wyleczyć się z uzależnienia. W grudniu, zamiast na obóz treningowy Mercatone Uno w Argentynie, wraca jeszcze na Kubę. Wszystko na próżno. Od listopada do końca życia wyda na narkotyki ponad 22 tysiące EURO. To wrak człowieka. Z końcem roku zażywa do 100 gramów kokainy tygodniowo.
Do kurortu Rimini nad Adriatykiem do hotelu Le Rose przy Viale Regina Elena, zawita po raz pierwszy w dniach 26-28 grudnia. Zapamiętany jest jako uczestnik orgietki z udziałem nagiej kobiety.
W styczniu często kursuje samochodem między Cesenatico a Mediolanem. Aż dziw, że w tym stanie nie powoduje żadnej kolizji drogowej. Po raz ostatni widzi się z rodzicami.
9 lutego 2004 r. pojawia się znowu w tym samym hotelu w Rimini i wprowadza do apartamentu. Zajmuje go samotnie. W ostatnich dniach życia robi wrażenie człowieka dziwacznego, jakby nieobecnego - tak przynajmniej oceni go później obsługa hotelu. Pierwszego dnia dzwoni raz ze swojego pokoju, po chwili opuszcza hotel na 20 minut i wraca na górę. Można się tylko domyślić, po co wyszedł. Później już wcale nie wychodzi z pokoju, posiłki dostarczane są mu na górę - je jednak bardzo mało. Jak wynika z bilingu, do nikogo już nie telefonuje. 13 lutego pyta pracownika obsługi hotelowej, cyt.: Jak ja teraz wyglądam? W tym samym czasie w hotelu Le Rose mieszka... Piotr Ugriumow z żoną, ostatni człowiek, który (w 1994 r.) pokonał w górach Pantaniego w jego normalnej formie. 14 lutego około godziny dwudziestej pierwszej Łotysz rozmawia z jednym z pracowników obsługi. Ten opowiada mu o obecnym stanie Pantaniego. Wielki rywal jest zdruzgotany, zapowiada, że przyjdzie do Marco następnego dnia i spróbuje porozmawiać z nim. Ale z Pantanim już nikt się nie porozumie.
Zaledwie pół godziny później inny z pracowników hotelu wszczyna alarm, zaniepokojony, że Pantani nie wyszedł z pokoju na posiłek. Ponieważ były kolarz nie otwiera drzwi na wezwanie ani nie odbiera telefonu, zostają one wyważone. Marco Pantani leży martwy na podłodze. Obok ciała leży puste pudełko po środkach antydepresyjnych, kilka napoczętych opakowań zostaje znalezionych w innych miejscach.
Koroner kończy oględziny ciała i miejsca zdarzenia o piątej rano następnego dnia. Ciało Marco opuszcza hotel o czternastej.
Sekcja zwłok wykazuje, że śmierć nie była jednak wynikiem samobójstwa poprzez przedawkowanie leków. Marco Pantani umiera w wyniku zawału sercowo-naczyniowego, poprzedzonego obrzękiem mózgu i zatorem płucnym, stanowiącymi bezpośrednią przyczynę zatrzymania akcji serca spowodowanej przedawkowaniem cracka, silnie działającej i niebezpiecznej odmiany kokainy.
18 lutego w rodzinnym Cesenatico żegna wielkiego górala ponad 20 tysięcy ludzi. Marco Pantani odchodzi mając zaledwie trzydzieści cztery lata. Mniej nawet niż wielki Fausto Coppi, w którego imieniem nazwanej szkole zaczynał przygodę z kolarstwem, jedyną prawdziwą miłością życia. Urodził się i zmarł nad morzem, ale kojarzony jest niemal wyłącznie z górami. Kolejny paradoks.

Offline sportacademy

  • Administrator
  • Sr. Member
  • *****
  • Wiadomości: 468
  • Karma: +7/-3
    • Zobacz profil
Odp: Marco Pantani Szkoda Że Ciebie Tu Nie Ma.
« Odpowiedź #16 dnia: Lipca 02, 2015, 11:45:36 pm »
Marco Pantani odniósł w karierze sportowej (zawodowej) 36 zwycięstw. Nigdy nie znalazł się nawet w pierwszej trójce klasyfikacji UCI, co, zważywszy na jego absolutną dominację w roku 1998 (wygrane nie tylko w wielkich tourach), stawia ten obowiązujący do końca 2004 roku ranking w jak najgorszym świetle. W poszczególnych latach na dzień 31 grudnia zajmował następujące pozycje:
1994 - 26.
1995 - 34.
1997 - 26.
1998 - 4.
1999 - 27.
2000 - 178.
Nie ulega dla mnie wątpliwości, że Marco Pantani był najlepszym szosowym góralem ostatniego ćwierćwiecza. Zresztą, oto, co powiedzieli o nim bez wątpienia jego najwięksi rywale, jeden otwierający, a drugi zamykający karierę Pirata.
Miguel Indurain: Na każdym podjeździe, z którym zmagałem się po Mortirolo 1994, przed oczami stawał mi Marco Pantani i jego sposób jazdy. Tak jak Jose-Maria Jimenez, był on typem uwielbianym przez publikę, bo nigdy nie było wiadomo, kiedy olśni, a kiedy ogarnie go zastanawiająca niemoc.
Lance Armstrong: Pantani był najlepszym góralem w historii kolarstwa. Dysponował niepowtarzalnym błyskawicznym atakiem oraz umiejętnością podkręcania tempa w najtrudniejszych sekwencjach góry.
I jeszcze Lance Armstrong, tuż po śmierci Pantaniego: Zawsze uważałem go w większym stopniu za artystę niż za sportowca, postać ekscentryczną - jak np. Salvador Dali. Oto dlaczego miał tylu fanów.
Tyle najwięksi. Od siebie dodam, że dobrym miernikiem klasy górala jest jego czas podjazdu pod l Alpe d Huez, gdzie od dawna notuje się czasy podjazdu pod ostatnie 13900 metrów. Pantani w 1994 r. pokonał tę górę w 37 minut i 50 sekund, bijąc o ponad 2 minuty poprzedni rekord, z jazdy ze startu wspólnego. W 1995 r. pojechał trochę wolniej, ale wynik 38 minut i 4 sekundy też budzi podziw. W 1997 r. pojechał tak szybko, jak nikt zarówno przed nim, jak i po nim - 37 minut i 35 sekund. Ciekawe, jak poradziłby sobie z tym podjazdem w 1998 r., szkoda, że trasa Tour de France ominęła wówczas tą słynną górę.
Obecnie za najlepszego górala świata uchodzi Lance Armstrong. W 2001 r., kiedy był w szczytowej formie i na l Alpe d Huez ośmieszył Jana Ullricha, osiągnął wynik 38 minut i 5 sekund - nie poprawił zatem żadnego z trzech rekordów Marco Pantaniego (Ullrich podjechał wówczas w 40 minut i 4 sekundy, podczas gdy w 1997 r. - u szczytu chwały i formy - w 38 minut i 22 sekundy). Armstrong nawet podczas jazdy indywidualnej na czas w 2004 r., kiedy mógł dobrać sobie idealny rower i w ciągu całego dnia miał do pokonania tylko ten podjazd, i to ze startu lotnego (etap liczył około 15 kilometrów długości), pojechał o 1 sekundę wolniej niż Pantani w 1997 r. - po dwustu kilometrach jazdy.

Dlaczego tak smutno musiała się zakończyć ta pasjonująca historia?
Marco Pantani do końca pozostał dzieckiem, które przytłoczone problemami płacze zamiast próbować racjonalnie przeciwdziałać. Na jego psychice odbiły się bardzo silnie i ten feralny wypadek z 1995 r., i nieszczęsne wykluczenie z Giro d Italia 1999, niewątpliwie w przeddzień ostatecznej wiktorii. Jeden z jego przyjaciół opowiadał, że Marco często wyobrażał sobie, jak jedzie rowerem i nagle zza zakrętu wypada rozpędzony samochód i Pantani uderza w niego z całym impetem. Wiele o jego ostatnich latach życia wiemy od jego matki. Z jej opowiadań wyłania się obraz nieszczęśliwego sportowca, który po 1999 r. i tak jeździł lepiej niż pozwalały mu na to uwarunkowania psychiczne. Tonina Pantani mówi, cyt.: Wykluczenie w 1999 r. popchnęło go w otchłań. To dlatego zaczął brać środki antydepresyjne, ponieważ lekarze powiedzieli mu, że poczuje się lepiej. Ale Marco czuł się po nich jak w jeszcze głębszym tunelu, z którego nie sposób się wydobyć. I te narkotyki. Myślę, że zaczął je brać już po tym feralnym Giro. To nie ci dilerzy, których teraz złapali, to tam go wykończyli. Wrócił do domu, zamknął się w nim, a jego dziewczyna powiedziała: weź to, poczujesz się lepiej. Przyjaciele, weź to, pomoże ci zapomnieć, i wziął, aż się uzależnił. Uważam, że winni są też dziennikarze. On bardzo chciał wrócić, ale nie potrafił. Zawsze, gdy mówią o dopingu w TV, mówią o Marco. Przecież u niego nikt nigdy nie wykrył dopingu. Traktowali go jak psa z tymi wszystkimi śledztwami, prokuratorami przez cztery lata. On stracił wolę życia... Cztery lata spędził w ciemności. Pamiętam, jak pojechałam do niego w środku nocy, o 3.30, i się przeraziłam. Siedział po ciemku na stole i patrzył otępiały przed siebie. Tak Marco spędził ostatnie cztery lata.

Reasumując, Marco Pantani żył wspomnieniami z 1995 r., ale jeszcze bardziej nie mógł przeboleć roku 1999. Czuł się nieustannie krzywdzony przez los, wpadał w wielomiesięczne depresje. Po niedopuszczeniu go w 2003 r. po raz kolejny do startu w Tour de France, nie zdołał już być czynnym kolarzem, psychika na to nie pozwoliła. Wycofał się ze sportu zawodowego, nie mógł jednak wówczas z kolei znieść, że już nie znajduje się na pierwszych stronach gazet.
A czy faktycznie jeździł przy wspomaganiu nielegalnych środków dopingujących? Mimo mojej wielkiej estymy do tego wielkiego kolarza, nie jestem tak naiwny, by zaprzeczyć tej tezie. Z bólem to muszę stwierdzić, ale w mojej (niekoniecznie słusznej) ocenie Marco stosował doping krwi. Może nie jednoznacznym dowodem, ale istotną poszlaką przemawiającą za jego winą są niewiarygodne wahania poziomu hematokrytu we krwi. Hematokryt skakał u niego jeszcze, zanim badanie jego poziomu stanowiło kontrolę antydopingową - np. w 1994 r. 16 marca odnotowano 40,7%, 23 maja (podczas Giro d Italia) 54,5%, 13 czerwca (na zakończenie tegoż wyścigu) 58%, a 25 lipca na zakończenie Tour de France 57,4%. Podobnie w 1995 r. - 18 marca 45%, a na zakończenie Tour de France 56%. A po feralnym wypadku 18 października 1995 r., w klinice stwierdzono w dzień wypadku 61-procentowy poziom hematokrytu oraz 20,8 grama hemoglobiny na 100 mililitrów krwi (górną granicą normy jest 18 gramów). Dokładnie tydzień później w tej samej klinice ujawniono w krwi tego samego człowieka 15,9% hematokrytu oraz 5,8 grama hemoglobiny. To z kolei oznaki anemii i trzeba było przeprowadzić transfuzję krwi, aby uratować mu życie po raz drugi. Nie da się tego wszystkiego wytłumaczyć jedynie zmianami fizjologicznymi, dlatego zeznania opiekującego się nim lekarza w późniejszym procesie sądowym musiały zawierać w konkluzji takie a nie inne wnioski.
A w 2001 r. mógł też eksperymentować z insuliną. Próbował za wszelką cenę wrócić do kolarstwa w roli jednego z głównych herosów tego sportu, a wciąż jeździł słabo. Próbował zatem jakoś wspomóc się farmakologicznie, a tymczasem problem tkwił w jego głowie.
Być może jednak moja ocena jest krzywdząca. W organizmie Pantaniego NIGDY NIE STWIERDZONO NIEDOZWOLONYCH ŚRODKÓW DOPINGUJĄCYCH. Został co prawda raz zdyskwalifikowany przez federację sportową, jednak na drodze sądowej procesy wygrywał. Spuszczam zatem nad tym zagadnieniem zasłonę milczenia, bo może krzywdzę człowieka, który już nie żyje.

Ale jest też inna strona medalu. Prawo owszem, należy egzekwować, ale zasady muszą być równe dla wszystkich. Kiedy ta zasada przestaje obowiązywać, kończy się prawo, a zaczyna bezprawie. Do 1997 r. nie było w kolarstwie jeszcze żadnych antydopingowych badań krwi i w atmosferze faktycznej wolności korzystania z efektów EPO praktyka ta była szeroko rozpowszechniona. Przecieki do prasy na temat wyników badań krwi u innych czołowych w tamtym czasie zawodników z innych grup jednoznacznie na to wskazywały. A dyrektorzy sportowi największych wyścigów kolarskich w poszukiwaniu widowiskowości układali coraz trudniejsze trasy poszczególnych edycji. W latach 90-tych XX wieku Giro d Italia było tak najeżone nietuzinkowymi podjazdami (dopiero w 2005 r. trasa jest porównywalnie trudna), że organizmom kolarzy naprawdę trudno było w ich trakcie znieść tempo wyścigowe na bułce z bananem. A ponieważ kontrole dopingowe były tylko na niby - w terminach wcześniej wszystkim znanych i miały na celu wykrywać środki od dawna zastąpione skuteczniejszymi - palcami wytykano kolarzy, którzy publicznie mówili, że nie stosują żadnych niedozwolonych wspomagaczy. Na pewno i wielki Miguel Indurain miałby się z czego tłumaczyć, gdyby go w jego czasach rzetelnie przebadano współczesnymi metodami.
Dlatego w latach 90-tych (i dziś zapewne tak się dzieje) łapani byli nie ci, którzy koksują w największym stopniu, ale ci, których schwytanie było komuś na rękę. Według wieloletniej i ostatniej towarzyszki życiowej Marco Pantaniego, Dunki Christiny Johannsson (poznali się w dzień Świętego Walentego 1996 r., a zatem... 14 lutego), winę za śmierć Pantaniego ponosi mafia zajmująca się zakładami sportowymi, cyt.: Miał przeczucie, że ktoś szykuje wobec niego zmowę, że ktoś już zaplanował z góry jego zawieszenie. Po śmierci Marco, jego były kolega z drużyny (obecnie główny rozprowadzacz Alessandro Petacchiego w Fassa Bortolo) Marco Velo powiedział, cyt.: Już 4 lipca 1999 roku, a więc dzień przed przeprowadzeniem badań antydopingowych i zawieszenia Marco, pojawiły się w peletonie pogłoski, że i tak nie będzie mógł dalej jechać. Wiadomo przecież, że we Włoszech zakłada się o wielkie pieniądze na najważniejszych zawodników.
Może to spiskowa teoria dziejów, ale za bardzo wiarygodną uznaję też historię, o której czytałem swego czasu w Rzeczpospolitej. Otóż w 1999 r. pomiędzy bardzo ciężkimi etapami kończącymi się w Alpe di Pampeago oraz Aprica, przewidziano o wiele łatwiejszy odcinek do Madonna di Campiglio. Kolarze przed Gavia i Mortirolo chcieli trochę odpocząć i zawarli pakt o nieagresji, którego przedmiotem miało być poprowadzenie spacerowego tempa na finałowym podjeździe w tym dniu. Będący w życiowej formie Pantani nie wytrzymał i zaatakował. Rywale byli wściekli i wymyślili perfidną lekcję, którą Pirat na długo miał zapamiętać. Zapamiętał do końca życia...
Dlatego uważam, że choć Marco mógł nie być uczciwy, w peletonie złożonym z wielu szubrawców miał po prostu największy talent do obracania pedałami na najbardziej forsownych podjazdach. Drugi taki kolarz pojawi się nieprędko, ja przynajmniej nigdy o nim nie zapomnę.

Bardzo trudno jest wybrać ten dzień, w którym dnia gwiazda Marco błyszczała najjaśniej. Tyle było tych wspaniałych chwil... Pozwoliłem sobie ułożyć subiektywną klasyfikację 20 takich najwspanialszych dni z udziałem Marco. Za podstawę odniesienia zastosowałem różnicę czasową na mecie między Pantanim a trzema jego najgroźniejszymi rywalami w klasyfikacji końcowej całego wyścigu. Jedynie pozycja 20. stanowi pewien ukłon w stronę MarkaM - bo przewagę Pantani uzyskał w tym dniu naprawdę znikomą. Ale to w końcu zwycięstwo na Mont Ventoux...
1) 27 lipca 1998 r., Tour de France, 15. etap, COL DU GALIBIER i LES DEUX ALPES, wyprzedza o 8.57 Jana Ullricha, o 5.43 Bobby Julicha oraz o 2.57 Christophe Rinero
2) 5 czerwca 1994 r., Giro d Italia, 15. etap, PASSO DEL MORTIROLO i VALICO DI SANTA CRISTINA, wyprzedza o 4.06 Jewgienija Bierzina, o 3.30 Miguela Induraina oraz o 5.50 Pawła Tonkowa
3) 14 lipca 1994 r., Tour de France, 12. etap, COL DU TOURMALET i LUZ ARDIDEN, wyprzedza o 3.08 Miguela Induraina, o 7.53 Piotra Ugriumowa oraz o 3.08 Luca Leblanca
4) 4 czerwca 1998 r., Giro d Italia, 19. etap, PIAN DI MONTECAMPIONE, wyprzedza o 0.57 Pawła Tonkowa, o 3.16 Giuseppe Gueriniego oraz o 5.43 Oscara Camenzinda
5) 16 lipca 1995 r., Tour de France, 14. etap, PORT DE LERS i GUZET-NEIGE, wyprzedza o 2.31 Miguela Induraina, o 2.33 Alexa Zulle oraz o 2.35 Bjarne Riisa
6) 19 lipca 1994 r., Tour de France, 16. etap, L ALPE D HUEZ, wyprzedza o 2.15 Miguela Induraina, o 2.46 Piotra Ugriumowa oraz o 2.15 Luca Leblanca
7) 16 lipca 2000 r., Tour de France, 15. etap, COURCHEVEL, wyprzedza o 0.50 Lance Armstronga, o 3.21 Jana Ullricha oraz o 2.26 Josebę Belokiego
8) 21 lipca 1997 r., Tour de France, 15. etap, COL DE JOUX-PLANE, wyprzedza o 1.17 Jana Ullricha, o 1.17 Richarda Virenque oraz o 3.29 Abrahama Olano
9) 19 lipca 1997 r., Tour de France, 13. etap, L ALPE D HUEZ, wyprzedza o 0.47 Jana Ullricha, o 1.27 Richarda Virenque oraz o 3.25 Abrahama Olano
10) 3 czerwca 1999 r., Giro d Italia, 19. etap, ALPE DI PAMPEAGO, wyprzedza o 1.29 Ivana Gottiego, o 2.46 Paolo Savoldellego oraz o 1.07 Gilberto Simoniego
11) 22 lipca 1998 r., Tour de France, 11. etap, PLATEAU DE BEILLE, wyprzedza o 1.40 Jana Ullricha, o 1.33 Bobby Julicha oraz o 1.33 Christophe Rinero
12) 2 czerwca 1998 r., Giro d Italia, 17. etap, PASSO SELLA, wyprzedza o 2.04 Pawła Tonkowa, remisuje z Giuseppe Guerinim oraz wyprzedza o 2.18 Oscara Camenzinda
13) 12 lipca 1995 r., Tour de France, 10. etap, L ALPE D HUEZ, wyprzedza o 1.24 Miguela Induraina, o 1.24 Alexa Zulle oraz o 1.26 Bjarne Riisa
14) 4 czerwca 1999 r., Giro d Italia, 20. etap, MADONNA DI CAMPIGLIO, wyprzedza o 1.07 Ivana Gottiego, o 1.07 Gilberto Simoniego oraz o 1.44 Paolo Savoldellego
15) 30 maja 1998 r., Giro d Italia, 14. etap, PIANCAVALLO, wyprzedza o 0.13 Pawła Tonkowa, o 0.28 Giuseppe Gueriniego oraz o 2.58 Oscara Camenzinda
16) 28 lipca 1998 r., Tour de France, 16. etap, COL DE LA MADELEINE, remisuje z Janem Ullrichem, wyprzedza o 1.49 Bobby Julicha oraz o 1.49 Christophe Rinero
17) 21 czerwca 1995 r., Tour de Suisse, 9. etap, FLUMSERBERG, wyprzedza o 1.20 Pawła Tonkowa, o 1.18 Alexa Zulle oraz o 0.55 Zenona Jaskułę
18) 22 maja 1999 r., Giro d Italia, 8. etap, GRAN SASSO D ITALIA, wyprzedza o 0.33 Ivana Gottiego, o 1.25 Paolo Savoldellego oraz o 1.25 Gilberto Simoniego
19) 21 lipca 1998 r., Tour de France, 10. etap, COL D PEYRESOURDE, wyprzedza o 0.23 Jana Ullricha, o 0.23 Bobby Julicha oraz o 1.52 Christophe Rinero
20) 13 lipca 2000 r., Tour de France, 12. etap, LE MONT VENTOUX, remisuje z Lance Armstrongiem, wyprzedza o 0.29 Jana Ullricha oraz o 0.25 Josebę Belokiego

Na pewno lista ta wyglądałaby jeszcze zdecydowanie efektowniej, gdyby nie wpadka w 1999 r., po której kariera Pantaniego, poza Tour de France 2000, nie przypominała w niczym okresu sprzed owego nieszczęsnego badania. Pozwolę sobie trochę pofantazjować, co by było, gdyby...
Zakładam oczywiście, że Pantani bierze udział w kraksach w latach 1995, 1997 i 2003 (bez nich mógłby być niepokonany w Giro d Italia od 1996 r. (w 1995 r. z Romingerem by nie wygrał) do 2004 r., czyli przez dziewięć edycji. Wypadki drogowe stanowią przecież wręcz regułę w karierze kolarza. Ponadto do sprawy staram się podchodzić jak najbardziej realistycznie, choć na pewno zupełnego obiektywizmu nie zachowuję - to niemożliwe.

Giro d Italia 1999: wygrywa etap do Aprica z przewagą 3 minut i 40 sekund nad Roberto Herasem; w całym wyścigu zdecydowany triumf, przewaga ok. 10 minut nad 2. Ivanem Gottim

Tour de France 1999: nie udaje mu się obronić tytułu sprzed roku, wraz z Alexem Zulle uczestniczy w wielkiej kraksie na etapie do St. Nazaire, wygrywa w l Alpe d Huez i Piau-Engaly, w Paryżu 3. miejsce na podium, za Armstrongiem i Zulle

Giro d Italia 2000: na San Pellegrino in Alpe zabiera się do ucieczki z Francesco Casagrande, na Abetone gubi go; wygrywa ze sporą przewagą jeszcze etap do Selva val Gardena, później kontroluje wyścig i po raz trzeci przywdziewa maglia rosa na mecie w Mediolanie

Tour de France 2000: wygrana w aż trzech etapach: do Mont Ventoux, Courchevel i Morzine, 2. miejsce w klasyfikacji końcowej, tylko 2,5 minuty za Lance Armstrongiem

Giro d Italia 2001: nie uczestniczy, koncentruje się na starcie w Tour de France, gdzie wobec upływu lat wypoczęty chce choć raz pokonać Armstronga

Tour de France 2001: nie do końca udany start mimo wygranej etapowej w Ax-les-Thermes, po raz pierwszy od lat znajduje pogromcę w l Alpe d Huez, 3. miejsce w Paryżu, za Lance Armstrongiem i Janem Ullrichem

Giro d Italia 2002: wygrywa w Limone Piemonte i Corvara in Badia, w Folgaria 2. za Tonkowem, czwarty triumf w karierze w klasyfikacji generalnej Giro

Tour de France 2002: zwycięstwo w La Mongie, nazajutrz spory kryzys do Plateau de Beille, w Alpach przeciętnie; w klasyfikacji generalnej 9. pozycja

Giro d Italia 2003: wygrana na Monte Zoncolan i w Cascata del Toce, na Alpe di Pampeago przyjeżdża 2. za Simonim, na etapie do Chianale upada na śliskim zjeździe z Sampeyre, ale szybko się zbiera; kończy wyścig na 2. miejscu, ponad 4 minuty za Gilberto Simonim

Tour de France 2003: wobec zgody sponsora nie uczestniczy, jest wyczerpany Giro d Italia

Giro d Italia 2004: w obliczu słabszej formy Simoniego, ponad 34-letni już Marco rozprawia się z Damiano Cunego, wygrywając etapy do Bormio i Presolana - na tym drugim, po akcji z Simonim i Garzellim od Mortirolo, aż o 4 minuty; piąty triumf w klasyfikacji generalnej wyścigu, doścignięcie w tym względzie Alfredo Bindy, Fausto Coppiego i Eddyego Mercxa

Tour de France 2004: od początku dość pasywna jazda, z przebłyskiem na ITT pod l Alpe d Huez - 4. pozycja, za Armstrongiem, Ullrichem i Klodenem, ale prawdziwy dramat do Le Grand Bornard, Glandon i Madeleine jeszcze w czołówce, ale później coraz gorzej, w efekcie przyjeżdża aż 26 minut za Armstrongiem i wycofanie z wyścigu

Giro d Italia 2005: wygrana w Ortisei po akcji zainicjowanej na Passo delle Erbe, później jednak wielki kryzys na Passo Stelvio i słaba jazda w Limone Piemonte, zaś na jakby stworzonym dla niego Colle delle Finestre nawet nie próbuje inicjować akcji zaczepnych, w dodatku słabnie w końcówce; ostatecznie w Mediolanie 11. pozycja; Marco ogłasza zakończenie kariery

Bilans kariery:
- w Tour de France jedna wygrana, jedno drugie miejsce i cztery trzecie miejsca
- w Giro d Italia pięć wygranych i dwa drugie miejsca
- miano bez wątpienia największego górala w historii światowego kolarstwa szosowego

Jak pisałem na początku, Marco miał duszę artysty. Jego słowa: Kolarstwo to jedna z najtrudniejszych dyscyplin sportu. Nawet najgorszy kolarz jest wciąż wybitnym sportowcem - zna każdy szanujący się fan kolarstwa przez duże K.

Ale Pantani był też poetą:

"Na rzeczywistość

Jeśli nam nie odpowiada
Przymkniemy oczy
Lecz jeśli przestaniemy rozmawiać,
Utracimy smak życia.
Moim słowem jest rower.
I chcę móc pisać znowu
Na długo zaniechany
Ten rozdział mojej książki"

KONIEC


NAPRAWDĘ KONIEC

 

Recent

użytkowników
  • Użytkowników w sumie: 2567
  • Latest: Kesh321
Stats
  • Wiadomości w sumie: 12323
  • Wątków w sumie: 774
  • Online Today: 206
  • Online Ever: 560
  • (Stycznia 13, 2023, 10:31:04 pm)
Użytkownicy online
Users: 0
Guests: 222
Total: 222