* *
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.Czy dotarł do Ciebie email aktywacyjny?
Marca 19, 2024, 03:38:51 am

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji

Autor Wątek: Piotr Brożyna: jestem w stanie walczyć z najlepszymi i będę chciał to pokazać  (Przeczytany 2238 razy)

Offline sportacademy

  • Administrator
  • Sr. Member
  • *****
  • Wiadomości: 468
  • Karma: +7/-3
    • Zobacz profil
Kilka dni temu ogłoszono, że będziesz kolejnym zawodnikiem CCC Development Team. Dyrektorem sportowej ekipy w przyszłym sezonie będzie twój tata - Tomasz Brożyna, z którym pracowałeś wcześniej w CCC Sprandi Polkowice. Jak się jeździ pod okiem rodzica?

Już 4 lata jeździmy razem. Przyzwyczailiśmy się do siebie, dobrze nam się współpracuje. Mam nadzieję, że przyszły rok też taki będzie. Zdarzały się oczywiście jakieś drobne zgrzyty, ale nie kłóciliśmy się. Spotykałem się też z tym, że niektórzy w rozmowach ze mną wspominali karierę taty. Mówili "a twój ojciec to jeździł tak i tak, tu wygrał, tam był drugi". Na początku rzeczywiście może była z tego powodu większa presja, ale obecnie na spokojnie podchodzę do tej sytuacji.

Twoja przygoda z kolarstwem zaczęła się od oglądania wyścigów, w których tata brał udział?

Jeździliśmy z mamą na wyścigi, ale nie pamiętam za bardzo ścigania ojca. Jak byłem mały niespecjalnie interesowałem się kolarstwem. Na początku grałem w piłkę nożną, spędziłem ponad dwa lata w Koronie Kielce, ale w pewnym momencie ta piłka mi się odwidziała no i przesiadłem się na rower. Miałem wtedy jakieś 13 - 14 lat. Ojciec na początku to nawet odradzał mi kolarstwo, ale szybko zaczął pomagać, bo byłem bardzo zaangażowany.

A kiedy kolarstwo stało się twoim sposobem na życie?

Myślę, że gdy poszedłem do drużyny Telcom Gimex do Hiszpanii. Miałem 18 lat i pojechałem tam z trzema innymi zawodnikami z Polski. To był dla mnie dobry sezon - wtedy zdobyłem tytuł mistrza Polski, wygrałem parę wyścigów w Hiszpanii, a na górskich wyścigach byłem w 10.  To był też szczególny czas, ze względu na maturę, do Polski wróciłem na egzaminy i zdałem za pierwszym razem.

Dlaczego zdecydowałeś się wyjechać akurat do Hiszpanii?

Przechodziłem z juniora do młodzieżowca i we wrześniu wciąż nie miałem ekipy. Podczas rozmowy z kolegą, Patrykiem Talagą, okazało się, że ma on w planach wyjazd od Hiszpanii. Zacząłem się zastanawiać, czy by nie pojechać z nim. Jakiś czas później skontaktował się ze mną Karol Domagalski, który wtedy jeździł w Caja Rural. Karol powiedział, że ekipa amatorska, w której się ścigał, poszukuje zawodników z Polski. Przedstawiciele tej drużyny planowali podróż do Polski, więc byłaby szansa na spotkanie i omówienie ewentualnego kontraktu. Zadzwoniłem do taty. Długo rozmawialiśmy, największą niewiadomą była matura - czy sobie poradzę. Ale postanowiliśmy zaryzykować. Spotkaliśmy się z tymi Hiszpanami, podpisałem kontrakt, a maturę - jak już wspomniałem - zdałem.

To duża odpowiedzialność - puścić nastolatka samego w świat.

Mieszkanie w Hiszpanii nie było dla mnie dużym wyzwaniem. Zacząłem mieszkać sam w wieku 16 lat, kiedy poszedłem do liceum do Kielc. Gdybym dojeżdżał codziennie do szkoły - godzina w jedną, godzina w drugą stronę, wracałbym do domu o osiemnastej - dziewiętnastej i nie miałbym czasu na trening. Dlatego postanowiliśmy, że będę mieszkał w internacie. I to było większe wyzwanie - bo 16-17 lat to specyficzny wiek. Ale chciałem jeździć, pchało mnie do kolarstwa i byłem bardzo konsekwentny.

Czasami sama konsekwencja nie wystarczy. Wielu kolarzy mówi, że przejście z juniora do młodzieżowca to najcięższy moment w karierze.

Jakieś 70% chłopaków rezygnuje po "juniorze". Tylko 30% przechodzi dalej, a z tego 10% staje się zawodowcami. To nie jest tylko kwestia małej liczby ekip. Zawodnicy wybierają inne kierunki rozwoju, idą na studia. A jak się przechodzi do młodzieżowca to trzeba więcej trenować, bardziej się temu kolarstwu poświęcać. Gdy ktoś chce łączyć kolarstwo ze studiami dziennymi... cóż, to może się nie udać.

Studiować można też wieczorowo lub zaocznie. A z tego co widzę, to sporo kolarzy decyduje się zdobyć wyższe wykształcenie.

W kolarstwie jedna kraksa może zakończyć karierę. I co wtedy? Ja miałem taki przykład - mało co i też bym nie jeździł już na rowerze. Ale wracając do pytania - coś po kolarstwie po prostu trzeba robić. I im wcześniej zadba się o wykształcenie, tym potem będzie łatwiej. Mój tata bronił licencjat, jak ja się zapisywałem na studia - na tej samej uczelni. Nawet kierunek był ten sam - nauczycielski. W tym roku zaczynam studia magisterskie. Licencjat obroniłem pod koniec czerwca. Byłem wtedy po kraksie i musiałem leżeć. Zadzwoniłem do dziekana, opisałem swoją sytuację, a on powiedział, że komisja przyjedzie do mnie, za co chciałbym mu bardzo podziękować. Dziekan postawił jednak warunek: mam robić magistra.

Co uważasz za swój największy sukces?

To, że wyszedłem z kraksy, którą miałem w tym roku (na początku czerwca Piotr Brożyna miał kraksę na ostatnim etapie wyścigu Szlakiem walk majora Hubala. Brożyna uderzył w samochód, złamał dwa kręgi i nos - przyp. red). Być może przez to, że nie mogłem oddychać, to, co wydarzyło się po wypadku pamiętam jak przez mgłę. Wszystko, co się działo było dla mnie bardzo chaotycznie. Obudziłem się w karetce, ale nie mogłem złapać oddechu i znowu zemdlałem. Później obudziłem się w szpitalu. Pamiętam, że mnie rozbierali, miałem podaną morfinę. Pamiętam też moment po wszystkich prześwietleniach, tomografii głowy, jak leżałem przed salą. Tylko na lewe oko ledwo co widziałem, bo całą twarz miałem zmasakrowaną. Bolał mnie kręgosłup, a w tej górnej części ciała nie mogłem się ruszać w ogóle. No i słyszałem głosy. Ale nie bardzo rozumiałem, czyje to są głosy. W wyniku kraksy, na jeden dzień, straciłem pamięć długotrwałą. Wypadek był w niedzielę o 13:00, a pamięć długotrwałą odzyskałem wieczorem. A pamięci krótkotrwałej nie miałem jeszcze przez trzy - cztery dni. Dzwonił do mnie telefon, odbierałem, wiedziałem z kim rozmawiam, rozłączałem się i gdy ktoś się mnie pytał z kim rozmawiałem, odpowiadałem, że nie pamiętam. Musiałem sprawdzić w telefonie, żeby mi się przypomniało.

Pamiętasz jak doszło do tej kraksy?

Na początku w ogóle nie pamiętałem całego dnia, mimo iż widziałem filmik i zdjęcia. Dopiero z czasem zaczęło mi się przypominać - jak wystartowaliśmy, odjechaliśmy, rozprowadzaliśmy na premie Mateusza Taciaka. Pamiętam, że jechaliśmy w grupce przed peletonem. Jechał z nami m.in. Maciek Paterski. W pewnym momencie po podjeździe, zaczął się leciutki zjazd, jechaliśmy z prędkością ok. 60 km/h i Maciek chciał chyba zaatakować lewą stroną. Chciałem pójść za nim i w momencie, gdy próbowałem za nim odjechać, to zawodnik ze Słowenii uderzył mnie kierownicą z lewej strony i od razu wpadłem w samochód. Taki mam obrazek przed oczami, że trzymam kierownicę, niebieski samochód i tyle. Nic więcej.

Bałeś się, że możesz nie wrócić na rower?

Po przebudzeniu sprawdziłem, czy ruszam palcami u stóp i u rąk. Gdy się okazało, że mogę poczułem olbrzymią ulgę. Później lekarz ze szpitala powiedział, że to cud, że przeżyłem. Jego zdaniem dużo dały mi ćwiczenia wzmacniające mięśnie głębokie. Czyli wszystko to, co robimy przed sezonem, co pokazuje nam nasz fizjoterapeuta Bartek. Robiłem je regularnie w ubiegłym roku. To mi uratowało życie, dzięki nim chodzę. Lekarz był w szoku, jak zobaczył film z kraksy. Mówił, że po takich obrażeniach normalny człowiek na pewno by nie chodził, jeśli by przeżył, bo takiego wypadku mógłby nawet nie przeżyć.

Jak wyglądał proces rehabilitacji?

Bardzo pomogła mi drużyna. Na początku musiałem leżeć, ale nie mogłem przenosić całego ciężaru na plecy, dlatego kupili specjalny sprzęt do trenowania. Przez dwa miesiące codziennie zakładałem ten sprzęt na nogi i godzinę - półtorej sobie ćwiczyłem. Zakładałem go osobno na łydki i uda. Celem było to, aby mięśnie nie zanikły. Pod koniec lipca, nasz lekarz z ekipy, Piotr Kosielski, kazał zrobić mi tomograf. Pojechaliśmy wspólnie do szpitala. Gdy lekarka usłyszała, że dwa miesiące temu złamałem kręgosłup, próbowała mnie najpierw odesłać do domu, bo proces zrastania trwa 3 - 4 miesiące. Przekonywała, że powinienem leżeć i że ona by tego badania teraz nie zalecała.  No, ale udało mi się w końcu ten tomograf zrobić. Poszedłem z powrotem do tej lekarki, ona spojrzała na zdjęcia i powiedziała jedno słowo: “zrośnięty”. Później pojechaliśmy też do specjalisty do Piekar Śląskich, po tej wizycie mogłem zdjąć gorset, wsiąść na trenażer i sobie kręcić powoli. Byłem już w kontakcie z fizjoterapeutą Bartkiem Czerwińskim, pojechałem na zgrupowanie ekipy do Zębu przed Tour de Pologne. Bartek dał mi sprzęt do ćwiczeń, pokazał jak je wykonywać. No i robiłem je przez sierpień i wrzesień. Powoli też przymierzałem się do roweru. W pierwszym tygodniu sierpnia zrobiłem 3 - 4 treningi na trenażerze i zacząłem jeździć na szosie. W pierwszym tygodniu jeździłem do dwóch godzin, w drugim do trzech, w trzecim do 4 godzin. Na bieżąco też korygowano pozostałe ćwiczenia. A we wrześniu pojechałem do Włoch na wyścigi.

Nie miałeś blokady przed ściganiem?

Tylko przed pierwszym wyścigiem miałem delikatne obawy. Ale gdy wystartowałem to okazało się, że wszystko poszło normalnie. Drugi i trzeci wyścig również dobrze poszły. A podczas ostatniego, czwartego klasyku, miałem kraksę. Przeleciałem przez kierownicę na zjeździe. W sekundę leżałem na ziemi. Myślałem, że złamałem obojczyk. Na szczęście okazało się, że był tylko stłuczony. Później pojechałem jeszcze na Tour of Turkey.

Dlaczego zdecydowałeś się na starty jeszcze w tym sezonie?

Czułem się na siłach. Ze strony ekipy nie miałem presji, że muszę wystartować w tych wyścigach. Przy okazji, chciałem też bardzo podziękować drużynie. Miałem kontrakt do końca tego sezonu, więc wiele ekip kolarzowi w mojej sytuacji powiedziałoby: dziękujemy, w przyszłym roku, radź sobie sam. Tymczasem, niedługo po wypadku zadzwonił do mnie Piotr Wadecki. Powiedział, żebym się nie martwił i spokojnie dochodził do zdrowia, że nie muszę nic już jechać w tym sezonie, a kontrakt będę miał zapewniony. Bardzo mu za to dziękuję. Miałem więc spokojną głowę, skupiłem się tylko na rehabilitacji i może dlatego tak szybko wróciłem. Gdybym myślał o braku drużyny na przyszły rok, to nie wiem, czy bym się tak szybko zregenerował. Mam nadzieję, że w przyszłym sezonie się odwdzięczę całej ekipie za to, że we mnie wierzyła w tych trudnych chwilach.

Jakie są zatem twoje cele na przyszły sezon?

Celem zawsze jest pokazanie się z jak najlepszej strony, po to, aby wejść do pierwszej drużyny CCC. Wiadomo, pod moją charakterystykę pasują ciężkie wyścigi jednodniowe czy etapówki na których będzie czasówka - wierzę, że jestem w stanie jakąś wygrać. W tamtym roku nie było źle, jeśli chodzi o jazdę na czas czy po górach. Przykładem może być Tour de Langkawi, gdzie na 30-kilometrowym podjeździe potrafiłem przyjechać z zawodnikami pro-touru. Myślę, że jestem w stanie walczyć z najlepszymi i będę chciał to pokazać w przyszłym roku. Z drugiej strony - nie chcę się tak spinać bardzo, żeby do tego pro-touru wejść za wszelką cenę. Dyrektorzy mówią nam, że nie zawsze wynik końcowy decyduje o tym, kto pójdzie wyżej. To także zależy od drużyny, jak sobie pomagamy i jak się wspieramy się na wyścigach. Takie zachowania widzą dyrektorzy i nawet jak taki zawodnik nie osiąga wyników, a zawsze pomoże bez żadnego marudzenia, ma szansę przejść wyżej.

 

Recent

użytkowników
  • Użytkowników w sumie: 2567
  • Latest: Kesh321
Stats
  • Wiadomości w sumie: 12319
  • Wątków w sumie: 774
  • Online Today: 55
  • Online Ever: 560
  • (Stycznia 13, 2023, 10:31:04 pm)
Użytkownicy online
Users: 0
Guests: 13
Total: 13