* *
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.Czy dotarł do Ciebie email aktywacyjny?
Kwietnia 27, 2024, 06:10:30 pm

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji

Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - sportacademy

Strony: 1 ... 30 31 [32]
466
Wreszcie Marco Pantani debiutuje w wielkim tourze, rozgrywanym od 23 maja do 13 czerwca Giro d Italia. Otrzymuje numer startowy 34.
W pierwszym w życiu etapie w wyścigu tej rangi przyjeżdża w peletonie i zajmuje 80. miejsce, tracąc 34 sekundy do samotnie uciekającego byłego mistrza świata Moreno Argentina.
Na drugim odcinku, pierwszym górskim, Pantani choć przesuwa się w klasyfikacji generalnej o 3 pozycje, wypada niespodziewanie źle. Na Passo Monumento zostaje w drugiej grupce i ostatecznie przyjeżdża dopiero 119., 1 minutę i 5 sekund po Maurizio Fondrieście. Łącznie traci do lidera wyścigu Moreno Argentina już 1 minutę i 41 sekund.
Ale w trakcie kilku następnych etapów podobnych błędów już nie popełnia i melduje się zawsze w czołówce, w grupie lidera oraz Miguela Induraina (w tym także na górskim odcinku nr 4 do Scanno). Dzięki temu po dziewięciu etapach przesuwa się z miejsca 77. na 31., tracąc jednak wciąż 1 minutę i 41 sekund do rodaka, zwycięzcy premierowego odcinka.
Dziesiąty etap to zupełnie płaska jazda indywidualna na czas na dystansie 28 kilometrów. Zgodnie z oczekiwaniami klasę pokazuje nowy lider wyścigu i ubiegłoroczny triumfator, Miguel Indurain. Marco Pantani wypada słabiutko - 105. pozycja i strata na tak krótkim etapie aż 4 minut i 31 sekund. W klasyfikacji generalnej traci do Baska 5 minut i 34 sekundy, spada na 42. miejsce.
Za to dzień później pewna niespodzianka - Bask oddaje różową koszulkę - czyni to jednak bez walki, pozwalając na spory odjazd grupce kolarzy przynajmniej teoretycznie nie zagrażających mu w zbliżających się górach. Pantani przyjeżdża w grupie Induraina i po dziesięciu etapach traci do nowego lidera Bruno Lealiego 7 minut i 31 sekund.
Podszczypywanie lidera zaczyna się już dzień później, na podjeździe Fontanelle. Pantani zajmuje na nim 9. miejsce, a w klasyfikacji generalnej awansuje po raz pierwszy w karierze do najlepszej trzydziestki Giro d Italia, tracąc 6 minut i 47 sekund do Lealiego.
Trzynasty etap znów pada łupem Moreno Argentina. To bardziej wartościowe zwycięstwo niż poprzednie, etap przebiega przez górskie przełęcze Passo Vezzena, Passo Eores i Passo delle Erbe. Pantani traci do czołowej grupy z liderem i Indurainem tylko 6 sekund i kończy na 22. pozycji. W ścisłej czołówce nic się nie zmienia (choć Pantani awansuje aż o 5 pozycji), gdyż kolarze oszczędzają tego dnia siły na czternasty (królewski) 245-kilometrowy etap w Dolomitach z podjazdami Costalunga, Pordoi, bardzo stromym Fedaia, ponownie Pordoi i Campolongo.
Ten odcinek okazuje się jeszcze za trudny dla Pantaniego, który nie nawiązuje walki z najściślejszą czołówką górali tamtego wyścigu. Choć zajmuje na tym etapie bardzo wysokie 13. miejsce i awansuje już na 20. lokatę w klasyfikacji generalnej, traci do zwycięskiego tego dnia kolarza aż 5 minut i 58 sekund, a tylko o 1 sekundę mniej do Miguela Induraina. W Carrerze panuje jednak wielka radość, tym, który przyprowadził najlepszych okazuje się bowiem sam Claudio Chiappucci. A że o wiele dalej nawet niż Pantani kończy etap przypadkowy jednak lider Leali, Bask pewnie obejmuje przodownictwo w klasyfikacji Giro d Italia po czternastu etapach. Pantani traci do niego już 12 minut i 52 sekundy.
Na piętnastym, jeszcze dłuższym (263 kilometry!) odcinku z Passo Gardena, Passo Andalo, Colle San Eusebio i finałowym Lumezzane, Marco przyjeżdża 15. i traci kolejne 15 sekund do Baska. Dzień później kończy w drugim peletoniku, 42 sekundy za grupą lidera, a jego strata do Induraina po szesnastu etapach urasta do 13 minut i 49 sekund - co daje mu 19. miejsce. Etap siedemnasty, z podjazdami Colle di Melogno, Colle dei Giovetti oraz Pontechianale, przejeżdża w czasie Miguela Induraina, aż 9 minut i 16 sekund dłużej niż Marco Saligari, i awansuje już na 18. miejsce. Wydaje się, że w debiucie ma realną szansę na pozycję w pierwszej dwudziestce wielkiego touru - a to byłaby znakomita rekomendacja dla młodego kolarza. Nie jest to mu jednak dane, w trakcie osiemnastego etapu zmuszony jest się wycofać z uwagi na zapalenie ścięgien. Marco Pantani nie kończy zatem tego wyścigu, jego debiut należy jednak uznać za bardzo obiecujący. Pokonał niemal wszystkie góry i uczynił to w dobrym tempie. Tymczasem lider zespołu Claudio Chiappucci spełnia tylko w częsci pokładane w nim nadzieje - wygrywa klasyfikację górską, a w generalnej jest 3., bez szans jednak na wyższą pozycję - traci 5 minut i 27 sekund do wielkiego Miguela Induraina oraz 4 minuty i 29 sekund do Piotra Ugriumowa. Z tego wyścigu zostaje szczególnie w pamięci przebieg finałowego podjazdu na przedostatnim etapie do Oropa i wyraz twarzy Induraina, kiedy Łotysz, mający stosunkowo niewielką stratę do ówczesnego króla kolarstwa, z pasją atakuje i odrywa się! od Hiszpana. Ten, mocno wystraszony i pozbawiony już w tym momencie jakichkolwiek pomocników, walczy ze swoją słabością niczym lew - jak na króla peletonu przystało - i ostatecznie traci do Ugriumowa na tyle mało (36 sekund), aby bez specjalnej obawy o ewentualną utratę swojej pozycji spokojnie udać się na niedzielną wycieczkę rowerową do Mediolanu.

Na tym wyścigu 23-letni neo-profi w zasadzie kończy poważne ściganie w sezonie 1993. W słusznym przekonaniu kierownictwa ekipy, jego ewentualny udział w Tour de France stanowiłby jeszcze zbyt duże wyzwanie dla młodego organizmu, podmęczonego sporą już dawką startów od początku sezonu. Liderami Carrery na Tour de France są Claudio Chiappucci i weteran Irlandczyk Stephen Roche, którzy zajmują ostatecznie miejsca odpowiednio 6. i 13. Od obu, jak pamiętamy (o roku ów!), zdecydowanie lepiej wypada Zenon Jaskuła z GB-MG Maglificio. Wyniki te nie powodują zapewne odczucia pełnej satysfakcji u dyrektora sportowego Carrery, jednak, jakby na otarcie łez, ekipa wygrywa klasyfikację zespołową, a Chiappucci zajmuje 2. miejsce w klasyfikacji górskiej, za Tonym Romingerem.

Rok 1994 Marco Pantani zaczyna odrobinę później niż poprzedni. Pierwszy start notuje 19 marca w długim i wbrew pozorom trudnym klasyku Mediolan - San Remo, czego smutnym efektem jest wycofanie się na trasie.
W pierwszej dekadzie kwietnia po raz drugi w karierze startuje w wyścigu Dookoła Kraju Basków i wypada w nim... gorzej niż w 1993 r. Przyczyną pasywnej jazdy w końcówkach etapów jest chyba obranie przed sezonem innego cyklu przygotowań, nakierowanego na start w Tour de France, a także w dalszym ciągu spełnianie roli gregario Claudio Chiappucciego (który nie spodziewa się wtedy jeszcze, że w dalszej części sezonu sam stanie się tylko pomocnikiem). W Basque Tour Pantani zajmuje ostatecznie 55. lokatę i traci aż 32 minuty i 39 sekund do zwycięzcy, nie pokazując się z dobrej strony na końcówkach żadnego z etapów. Claudio Chiappucci wypada za to bardzo dobrze, zajmuje 3. miejsce, tracąc 58 sekund do Tony Romingera i zaledwie 15 sekund do Jewgienija Bierzina - szykującego właśnie mistrzowską formę na Giro d Italia.
17 kwietnia Pantani startuje też w Liege-Bastogne-Liege, ale z efektem zbliżonym do oglądanego rok wcześniej. Zajmuje 67. miejsce i przyjeżdża w ostatniej grupeczce ze stratą dokładnie 19 minut do błyszczącego w tamtych tygodniach Jewgienija Bierzina (drugi jest Lance Armstrong, z pokaźną jednak stratą 1 minuty i 37 sekund). Niemniej w zimnie i deszczu Pantani pokazuje charakter i dojeżdża do Liege, czego nie da się powiedzieć aż o 110 innych kolarzach tamtego klasyku.

I tak jak przed rokiem, po tym starcie Pantani wraca do Włoch, gdzie bierze udział w imprezach jednodniowych - i wypada w nich bardzo dobrze. 30 kwietnia zajmuje 6. lokatę w Grand Prix Prato, zaś 1 maja 4. pozycję w Grand Prix Larciano (zwycięstwo Francesco Casagrande).
Na przełomie kwietnia i maja tradycyjnie rozgrywany jest najważniejszy dla Włochów (a także innych kolarzy nie startujących w rozgrywanym niemal równolegle, wyżej jednak punktowanym wyścigu Tour de Romandie) sprawdzian przed Giro d Italia, tj. Giro del Trentino. W początkach ery Pantaniego tzw. Duże Giro rozgrywane jest nieco później niż obecnie, z tej racji w Dookoła Trydentu kolarze jadą dopiero w dniach 10-13 maja. Marco Pantani okazuje się w tym wyścigu po raz pierwszy w krótkiej karierze liderem zespołu. W klasyfikacji końcowej zajmuje miejsce tuż za podium (4.) ze stratą 31 sekund do mistrza klasyków Moreno Argentina, 12 sekund do faworyta Jewgienija Bierzina i zaledwie 3 sekundy do odwiecznego rywala, Francesco Casagrande. Nominalny lider ekipy, Claudio Chiappucci, jest dopiero 9. i traci do Pantaniego aż 1 minutę i 18 sekund.
15 maja Pantani wypada równie dobrze w trudnym klasyku Dookoła Toskanii. W końcówce bierze udział w decydującej akcji z udziałem czterech zawodników - poza nim jej uczestnikami są Pascal Richard, Massimo Ghirotto i Francesco Casagrande. Na finiszu na płaskim terenie okazuje się jednak zbyt wolny w konfrontacji z masywniej zbudowanymi rywalami. A wyścig wygrywa oczywiście... Francesco Casagrande.

Giro d Italia 1994 rozgrywa się w okresie 22 maja - 12 czerwca. Marco Pantani, mimo zaprezentowania najlepszej formy przed wyścigiem, ze zrozumiałych względów nie jedzie jako lider Carrery - na pozycję tą w poprzednich latach zapracował Claudio Chiappucci. Ale w decydującym momencie w górach Marco, znowu startujący z numerem 34., dostaje na szczęście wolną rękę.
Wyścig rozpoczyna się dość nietypowo. Pierwszego dnia rozgrywany jest krótki, 86-kilometrowy płaski etap, a dopiero po południu 7-kilometrowa jazda indywidualna na czas - typowy prolog. Pantani kończy go dopiero na 89. pozycji, 46 sekund za zwycięzcą Armandem de las Cuevasem, 44 sekundy za 2. Jewgienijem Bierzinem oraz 41 sekund za 3. Miguelem Indurainem. W klasyfikacji generalnej zajmuje na razie 84. miejsce.
Pantani dobrze wypada na 2. etapie, z górskimi premiami Agugliano i Offagna - gdzie przyjeżdża 10., zaledwie 12 sekund za znów Moreno Argentinem (Trentino to naprawdę znakomity sprawdzian formy), nowym liderem, do którego 22. obecnie Pirat traci łącznie 53 sekundy.
Na kolejnym górskim, najcięższym jak na razie czwartym etapie, z podjazdem Passo Tree Termini i finałowym Campitello Matese, Pantani przyjeżdża już 5., w grupie Induraina, ale traci tym razem więcej, bo 47 sekund, do zwycięzcy i nowego lidera Jewgienija Bierzina - rozpoczynającego właśnie, mimo uczestniczenia w wyścigu samego Miguela Induraina, drogę ku zwycięstwu w Giro (koszulki tu zdobytej, mimo pewnych kłopotów na królewskim etapie, nie odda już do samego Mediolanu). Pantani, będąc po raz pierwszy tak wysoko w tej randze wyścigu (10. miejsce po czterech etapach) traci do Rosjanina na razie tylko 1 minutę i 43 sekundy.
Do ósmego odcinka sytuacja nie ulega zmianie. Wtedy jednak odbywa się długa, 44-kilometrowa jazda indywidualna na czas. Pantani jedzie o wiele lepiej niż przed rokiem, zajmuje 53. pozycję. Wszystkich konkurentów niespodziewanie nokautuje nie Miguel Indurain, a Rosjanin Jewgienij Bierzin. Marco traci do niego 5 minut i 47 sekund, a do zaledwie 4. w tej próbie Miguela Induraina już tylko 3 minuty i 13 sekund. Straty Pantaniego w klasyfikacji generalnej do Rosjanina są kolosalne i wynoszą 7 minut i 30 sekund, ale do Miguela Induraina aż o 3 minuty mniej. Ale Indurain to przecież król ówczesnego kolarstwa, i kibice emocjonują się w tym momencie perspektywami jego pogoni za Bierzinem, a nie ewentualnym odpieraniem ataków na zajmowaną aktualnie pozycję, nie odpowiadającą jego aspiracjom.
Na trzynastym etapie peleton dzieli się na wiele grup i grupek, z przodu jadą głównie harcownicy. Bierzin i Indurain tracą na tym odcinku do czołówki po ok. 13,5 minuty. Również Marco Pantaniemu udaje się urwać 1 minutę do obu faworytów. Po trzynastu etapach, przed wysokimi górami, Pantani jest 10. i traci 6 minut i 28 sekund do lidera Jewgienija Bierzina oraz nieco ponad 3 minuty do Miguela Induraina.
Jednak w Dolomitach oraz innym paśmie Alp Wschodnich Val di Sole (Mortirolo nie leży już w Dolomitach, to częsta nieścisłość spotykana nawet w opracowaniach specjalistycznych) świat kolarski ogląda już popis jednego aktora, a tym aktorem nie jest wcale Indurain. Czternasty etap do Merano z niebotycznymi przełęczami Passo Stalle, Passo Furcia, Passo Erbe, Passo Eores i Passo Monte Giovo to popis Marco Pantaniego, który odnosi swoje pierwsze zwycięstwo etapowe nie tylko w dorosłym Giro d Italia, ale w ogóle w zawodowym kolarstwie. Podejmuje śmiały i bardzo dojrzały atak, bo dopiero na ostatnim podjeździe Monte Giovo, i na zjeździe do mety utrzymuje przewagę. Jedzie samotnie przez ostatnie 30 kilometrów! Grupę liderów z Bierzinem, Indurainem i ... Chiappuccim wyprzedza ostatecznie o 40 sekund.
Ale ten etap stanowi tylko zapowiedź tego, co miało nastąpić następnego dnia. 5 czerwca 1994 r. to wielki dzień dla kolarstwa. 188-kilometrowy odcinek Merano - Aprica już przed jego rozegraniem może uchodzić za absolutnie wyjątkowy. Mianowicie, już nigdy ani wcześniej ani później w ciągu jednego dnia nie kazano kolarzom w żadnym wyścigu szosowym świata pokonywać dwóch tak trudnych górskich podjazdów: Passo Stelvio oraz najtrudniejszego wówczas podjazdu kolarskiego na świecie - Passo di Foppa, zwanego pieszczotliwie Passo del Mortirolo (Alto l Angliru jest wtedy jeszcze nikomu nieznanym klepiskiem w Górach Kantambryjskich). Jakby tego było mało, przed metą organizatorzy fundują kolarzom jeszcze, raczej zmarszczkę, Passo Aprica oraz bardzo stromy choć o wiele krótszy niż Mortirolo Valico di Santa Cristina. Przebieg tego etapu także zasługuje na opis. Początkowo umyka wszystkim doświadczony góral o uznanej renomie - Franco Vona - który wygrywa premię Cima Coppi. Marco Pantani z łatwością zrywa z koła wszystkich, poza liderem Bierzinem, na samym początku Mortirolo. Franco Vona w ekspresowym tempie traci 2 minuty z niedawnej przewagi i chwilę później już nawet nie ogląda pleców Pantaniego. Bierzin też słono płaci za swoją szarżę, chęć dorównania Pantaniemu w tylko jemu dostępnych pokładach ludzkiej wytrzymałości. Marco, stosując tempową arytmię, już przed połową podjazdu gubi Rosjanina. Indurain tymczasem, jadąc bardziej ekonomicznym tempem, już na Mortirolo dościga, wyprzedza i mocno dystansuje Rosjanina. Nie jedzie sam, jego tempo wytrzymują Wladimir Belli, Kolumbijcyk Nelson Rodriguez, Gianni Bugno oraz lider Carrery Claudio Chiappucci. Indurain nie traci już od tego momentu wiele do Pantaniego, mimo, że ten, atakując od samego początku góry, pokonuje słynny podjazd w rekordowym do dziś czasie - bo licząc od podnóża w 43 minuty i 57 sekund (aż 2 minuty i 3 sekundy szybciej niż dotychczasowe najlepsze osiągnięcie Franco Chiocciolego z 1991 r.). Jeszcze przed przełęczą Gianni Bugno nie wytrzymuje tempa Baska i już na zjeździe wchłania go grupka Bierzina. Na szczycie Marco Pantani ma 1 minutę przewagi nad drugą grupą, w której książę Navarry jest jedynym pracującym zawodnikiem, a już 2,5 minuty nad liderem wyścigu. Zostaje jednak jeszcze 50 kilometrów dystansu, z czego dużą część stanowią zjazdy i wypłaszczenia. I zgodnie z obawami włoskich kibiców Pantani tę przewagę traci! Indurain, Pantani, Chiappucci, Rodriguez i Belli zgodnie współpracują, ale najwięcej daje z siebie Bask. W szybkim tempie czołówka pokonuje podjazd Passo Aprica. Bierzin jedzie w podobnej liczebnie grupce, ale traci coraz więcej. Szala zwycięstwa w wyścigu przechyla się powoli w stronę Induraina. U podnóża finałowego podjazdu różnica między prowadzącą piątką a grupką lidera przekracza nieznacznie 3 minuty, zatem Indurain na 9 km przed metą etapu jest wirtualnym liderem wyścigu! I wtedy, trzykrotny na ten czas triumfator Tour de France i dwukrotny zwycięzca Giro d Italia, płaci wysoką cenę za pogoń za Pantanim na Mortirolo, oraz nadawanie tempa ucieczki przed Bierzinem na płaskim. Kiedy na początku podjazdu atakuje z nie mniejszą furią niż na Mortirolo Marco Pantani, zostają z tyłu wszyscy jego kompani. Indurain niemal się zatrzymuje, a na jego twarzy maluje się wielkie cierpienie. Brakuje zupełnie sił na tych parę marnych kilometrów (choć o średnim nachyleniu niemal 9%, a maksymalnym 15% w kilku miejscach). Ale i pozostali członkowie ucieczki mają teraz nietęgie miny. Sił na odjechanie Baskowi starcza jedynie Chiappucciemu, ale i on błyskawicznie traci do swojego młodszego kolegi z zespołu. Bierzin, który również szarżował na Mortirolo, przyspiesza, gdy słyszy komunikat od dyrektora sportowego o aktualnej sytuacji na trasie. Wobec pojawienia się możliwości skutecznej obrony różowej koszulki, Rosjanin sięga po ostatnie rezerwy. I po chwili powraca na wirtualny fotel lidera wyścigu, bo Indurain na ostatnim podjeździe ani na chwilę nie jest w stanie stanąć na pedałach. Podjechanie pod niespełna 9-kilometrowy podjazd zajęło mu 3,5 minuty więcej czasu niż Pantaniemu! Jeszcze 1-2 kilometry, a doścignąłby go sam Bierzin. Marco Pantani jest tego dnia bezkonkurencyjny, różnice czasowe na mecie tego historycznego etapu jasno na to wskazują: 1. Marco Pantani (siedem godzin bez kilku minut jazdy po wysokich górach!), 2. Claudio Chiappucci 2 minuty i 52 sekundy straty, 3. Wladimir Belli, 4. Nelson Rodriguez po 3 minuty i 27 sekund straty, 5. Miguel Indurain 3 minuty i 30 sekund straty!, 6. Jewgienij Bierzin, 7. Udo Bolts po 4 minuty i 6 sekund straty!!, 8. Gianni Bugno, 9. Wladimir Pulnikow, 10. Paweł Tonkow po 5 minut i 50 sekund straty. To prawdziwy nokaut i zarazem generalny triumf Carrery, która udowadnia, że aktualnie dysponuje dwoma najsilniejszymi góralami w peletonie. Niestety, jest to jednocześnie ostatnia jazda Marco pod Mortirolo, z różnych względów nie dane mu było wystąpić na etapach z tym kultowym podjazdem rozegranych w latach 1996, 1997, 1999 i 2004. Po tym odcinku Marco Pantani wychodzi na znakomitą 2. pozycję w klasyfikacji generalnej, przed wielkiego Miguela Induraina. Do Bierzina brakuje mu jeszcze tylko 1 minuty i 18 sekund, ma za to niecałe 2 minuty przewagi nad znakomitym Baskiem. To niewiele w kontekście drugiej jazdy indywidualnej na czas, na szczęście pozostaje jeszcze kilka etapów górskich, z których jeden prezentuje się bardzo okazale, choć nie jest aż tak ekstremalnie trudny jak ten do Aprica.

467
Sporty Wytrzymałościowe / Marco Pantani Szkoda Że Ciebie Tu Nie Ma.
« dnia: Lipca 02, 2015, 11:31:55 pm »
Pozwalam sobie w tym miejscu zamieścić historie "Pirata" i jeśli Sławek pozwoli będe to kontynuował jest to materiał zebrany i opisany przez mego kolege o niku mark ,jest to wspaniały materiał i jeśli będzie zainteresowanie będe kontynuował ponadto nigdzie te rzeczy nie sa prezentowane tu będą miały okazje ujżeć pierwszy raz światło dzienne.

Jak rzetelnie podsumować karierę Marco Pantaniego? Dlaczego, mimo, iż wygrał w porównaniu z innymi mistrzami roweru tak niewiele, już za życia adorowały go niezliczone rzesze fanów i był przez nich uwielbiany nawet, gdy w drugiej fazie kariery nie był już tak spektakularny i niemal notorycznie zawodził? Dlaczego Lance Armstrong i Jan Ullrich, kolarze kompletni, predysponowani do wygrywania seryjnie wielkich tourów, nie cieszyli się nigdy aż takim respektem? Czy przedwczesna śmierć jest powodem przedłużającej się fascynacji?
Maleńki góral znad morza przypominał spragnionym sukcesów kibicom włoskim wielkie dni ich kolarstwa, porównywano go zwłaszcza do jeżdżącego w podobnym stylu Fausto Coppiego - pierwszego kolarza, który wygrał w jednym roku kalendarzowym zarówno Giro d Italia, jak i Tour de France (Pantani dokonał tego wyczynu jako ostatni kolarz). Obaj ci wielcy górale jeździli na rowerach firmy Bianchi, obu prześladował częstokroć pech, obaj zmarli młodo i w pełni sławy. Ale Pantani miał kibiców na całym świecie. Utkwił im w pamięci wszystkim bezkompromisowy styl jazdy Marco, który nie bawił się w zawiłe kombinacje taktyczne, przez co rzadko wygrywał wielkie wyścigi, ale miewał dni naprawdę wielkiej chwały, kiedy upokarzał Induraina, Ullricha (Armstronga na dobrą sprawę pobił tylko jeden raz). Już w 1995 r., a więc w początkach wielkiej kariery Marco, dziennikarz La Gazzetta dello Sport pisał: Całe rodziny włączają po południu telewizor, by oglądać Tour de France i Giro d Italia, bo wiedzą, że Pantani zawsze zrobi coś niespodziewanego; pytanie tylko, co.
Marco Pantani potrafił przy tym imponować nie tylko sportowymi umiejętnościami na szosie - było przecież w historii kolarstwa wielu bardziej utytułowanych zawodników - ale i zainteresować bogatą i dość ekscentryczną osobowością. Był człowiekiem z prawdziwą wyobraźnią, zdolnym do spontanicznych zachowań, zupełnie odmiennych od sposobu bycia większości współczesnych gwiazd sportu. O sobie zwykł mówić w trzeciej osobie. Miał duszę artysty - pisywał wiersze, malował obrazy, rozpalał fanów niespodziewanymi pomysłami. Kiedy w końcu 1996 r. po strasznym wypadku wrócił na szosę, założył jasną perukę, żeby przejechać nie zauważonym w tempie maruderów przez pierwsze wyścigi.
Zyskał kilka obrazowych przydomków - Słoniątko, z racji dużych odstających uszu, a nawet Nosferatu (Marco urodą modela nie grzeszył), chyba jednak najbardziej popularny okazał się pseudonim Pirat, wywodzący się nie tylko z faktu, że Marco pochodził znad morza, ale przede wszystkim wynikający z jego sposobu zarówno bycia, jak i jazdy na rowerze. Z czasem Pantani w swoim stylu dostosował się do sytuacji, która najwyraźniej go bawiła i sprawiała dużą frajdę: mianowicie założył złote kolczyki, zapuścił szpiczastą rudą bródkę, owijał głowę niebieską bandaną, a nawet przytwierdził sobie do siodełka roweru piracki emblemat - czaszkę i skrzyżowane piszczele.
Ale nie o życiu i ekscentrycznych zwyczajach Marco Pantaniego będzie ten tekst - lecz o przebiegu kariery sportowej. Kiedy zaczynałem pisać (zaraz po pierwszej rocznicy Jego śmierci), myślałem o zamieszczeniu niniejszego tekstu w jednym kawałku, ale w miarę pisania okazało się to niemożliwe. Z uwagi na ograniczenia techniczne tego forum, o których istnieniu boleśnie się przekonałem podczas tworzenia kilku innych wcześniejszych wątków, ostatnio podczas opisu trasy tegorocznego Giro d Italia, zostałem zmuszony do podzielenia tekstu na aż sześć części - każdą poświęconą innemu etapowi kariery Marco. Dotąd mój najdłuższy post na tym forum wymagał zastosowania tylko dwóch członów.
Myślę, że po przeczytaniu całego tekstu jasnym się stanie, dlaczego od samego początku mojej aktywności przed Waszym szacownym audytorium przyjąłem wirtualny nick mark - który nijak ma się do mojego imienia w realnej rzeczywistości.

INTRO

Marco Pantani urodził się 13 stycznia 1970 roku w szpitalu w Cesenie. Dzieciństwo spędził w pobliskim Cesenatico, w regionie Emilia-Romagna - gdzie mieszkał z rodzicami. Miał siostrę Laurę. Jak to często z przyszłymi sławnymi ludźmi bywało, pochodził ze skromnej rodziny. Jego ojciec Ferdinando był hydraulikiem, matka Tonina zajmowała się domem, dorabiała także prowadzeniem kiosku, w którym sprzedawała lody i naleśniki. Rodzice dużo pracowali, stąd najwięcej czasu mały Marco spędzał z wychowującym go dziadkiem, Sotero Pantanim.
Nie uchodził za anioła, upilnować go było nie sposób. Szkoły nie cierpiał, uwielbiał za to rywalizację sportową. W wieku dziecięcym najbardziej interesował się futbolem, co, zważywszy na kraj urodzenia, nie dziwi ani trochę. Był bardzo szybki, grał w szkolnych drużynach na pozycji prawego ataku. Ale ponieważ dostał od Boga talent w innej dziedzinie, a we Włoszech niemal każdy gra w piłkę nożną, w wielkim tłumie chłopców o podobnych predyspozycjach nie przebił się (na szczęście!!) do reprezentacji Cesenatico w rozgrywkach międzymiastowych. A że od początku liczyło się dla niego jedynie pierwsze miejsce, porzuca futbol i zaczyna się interesować innymi dyscyplinami sportu.

Wybór pada na kolarstwo. Nie może być inaczej, w Cesenatico funkcjonuje Akademia Kolarstwa im. Fausto Coppiego - jak w wielu podobnych miasteczkach we Włoszech, gdzie zmarły przed pół wiekiem Fausto Coppi pozostaje do dziś kimś absolutnie wyjątkowym. Marco zgłasza się do tejże Akademii wraz z kilkoma dobrymi kolegami, spośród których tylko on nie ma kolarzówki - bierze stary rower ojca, przy którym ma duże trudności z dosięgnięciem pedałów. Jadą z trenerem i grupką równie młodych zawodników do Savignano na próbną jazdę. Po powrocie i pokonaniu pierwszych 50 kilometrów jest wykończony, ale szczęśliwy - nie dał się zgubić. Zapada jedna z najważniejszych decyzji w jego życiu - Marco chce być kolarzem. Widać jego jazda przypadła do gustu także trenerowi, bo ten, oczywiście za pisemną zgodą rodziców, zapisuje go do klubu. Dostaje biało-niebieski strój klubowy oraz wypożyczany na czas treningów rower marki Vicini. Rodzice muszą mu tylko kupić buty kolarskie. Marco ma trochę ponad 12 lat.
Po roku treningów jako prezent rodzice sprawiają mu nowiutki rower, też Vicini, ale nie biało-niebieski, ale czerwony. To pomysł dziadka Sotero, który wyłożył prawie połowę ceny kosztującego równowartość ok. 200 USD sprzętu. Marco może teraz jeździć o wiele więcej. I jeździ, kolarstwo staje się jego coraz większą pasją. Już nigdy nie będzie tak kochał żadnego roweru jak ten. Po każdym dniu zabiera go do domu, myje wodą z mydłem i szoruje szczotką. A wieczorami zabiera do sypialni.
22 kwietnia 1984 r. odnosi swoje pierwsze zwycięstwo w zawodach dzieci w Cesenie. Teraz ma już z górki. Jeszcze w tym samym roku wygrywa w podobnych zawodach w Serravcalle, Pieve di Quinto oraz Pieve di Noce.
Od 1985 r. jest już zdecydowanie najlepszy w okolicy. Przechodzi do kategorii juniorów. Szczególną ekspresyjnie zachowuje się na górskich podjazdach: lubi ośmieszać rywali, mimo napomnień trenerów, podjazd rozpoczyna z tyłu, za grupą, a kiedy czołówka się rozciąga, przyspiesza i po prostu przejeżdża obok rywali niczym ekspres. I zawsze tego rodzaju próby wygrywa, nie ma tu loterii.

W wieku dziewiętnastu lat Marco podpisuje swój pierwszy kontrakt - przechodzi do Rinascita Rawenna, najlepszego klubu do lat 23 regionu Emilia-Romagna. Wygrywa Piccolo Emilia i górską jazdę indywidualną na czas kończącą się na Futa Pass w wyścigu Sei Giorni del Sole.
W roku 1990 r. Marco Pantani zostaje mistrzem kolarzy-amatorów swojego rodzinnego regionu Emilia-Romagna oraz wygrywa dwa jednodniowe wyścigi: Ghiare di Berceto oraz Ostra Vetere. Bez wątpienia największy jednak jego sukces z tamtego roku stanowi 3. miejsce w Giro d Italia dla amatorów (a może raczej młodzików, jak należałoby przetłumaczyć `baby-giro'), gdzie uznaje wyższość innych słynnych w dorosłym kolarstwie górali - Wladimira Bellego i Ivana Gottiego, których losy sportowe splatać się będą odtąd z karierą Pantaniego. W 1991 r. Pantani notuje kolejny postęp. W Giro d Italia dla amatorów wygrywa jeden, oczywiście górski, etap do Agordo, a w klasyfikacji generalnej jest już 2. Przegrywa tym razem z Francesco Casagrande - do którego można odnieść wszystkie uwagi wypowiedziane wcześniej w stosunku do Bellego i Gottiego. Ponadto Pantani wygrywa znaczące wyścigi Giro dell Emilia i Grand Prix Meldola. Zaczyna powoli uchodzić za, na razie cichą, nadzieję Włochów na górskie wyścigi wieloetapowe - bo do odnoszenia sukcesów właśnie w nich wydaje się mieć największe predyspozycje. Debiutuje także w reprezentacji Italii w międzynarodowym wyścigu Settimana Bergamasca, wygranym, nota bene, przez... Amerykanina Lance Armstronga.
Sezon 1992 r. rozpoczyna 15 maja startem w jednodniowym Giro di Friuli. Zajmuje w nim dobre 5. miejsce. Ale podstawowym zadaniem jest Giro d Italia młodzików, gdzie z roku na rok idzie mu przecież coraz lepiej. I Marco Pantani nie zawodzi. W rozgrywanym w dniach 5-27 czerwca wyścigu Pantani nie ma tym razem sobie równych w klasyfikacji generalnej, w Dolomitach gromiąc rywali na obu etapach w Dolomitach - do Cavalese i do Alleghe. Wraca do Cesenatico jako najszczęśliwszy człowiek na świecie. I nagle wszystko się wali. Dziadek Sotero Pantani, który go wychowywał i sprawił pierwszy rower, w dniu jego powrotu leży w szpitalu. Umiera następnego dnia. A Pantani, imponujący wspaniałymi lokami na głowie, po stracie ukochanego człowieka, którego traktował jak najlepszego przyjaciela, zaczyna tracić włosy.

Ponieważ jasnym się staje, że w gronie amatorów jego dalszy rozwój w tym tempie nie będzie możliwy, przyjmuje zaloty zespołów zawodowych wyrażających u jego menedżera coraz większe zainteresowanie osobą łysiejącego młodzieńca. W efekcie tego, w sierpniu Pantani podpisuje profesjonalny kontrakt, stając się jeźdźcem grupy Carrera-Tassoni. Ma nawet intratniejsze propozycje, jednak o jego wyborze decyduje chęć nauki trudnego rzemiosła u boku wielce popularnego wówczas nie tylko we Włoszech Claudio Chiappucciego (kolekcjonera pośledniejszych miejsc na podiach końcowych GdI i TdF, jednego z najwybitniejszych kolarzy w historii spośród tych, którym nie dane było nigdy wygrać klasyfikacji generalnej wyścigu kategorii wielkie toury), a także Stephena Roche, Irlandczyka należącego do ekskluzywnego grona kolarzy, którzy w jednym roku wygrali Tour de France i Giro d Italia.

Jako zawodowiec zostaje natychmiast zapędzony do startów. Debiutuje w profesjonalnym peletonie 5 sierpnia 1992 r. w Grand Prix Camaiore. 21 sierpnia startuje w Coppa Agostini i zajmuje w nim bardzo dobre 16. miejsce (wygrywa jego rodak o idealnie adekwatnym do wykonywanego zawodu nazwisku, Stefano Colage). Tydzień później, 29 sierpnia, zajmuje znakomite 20. miejsce w o wiele bardziej prestiżowym Giro del Veneto. A po upływie kolejnych dwóch tygodni Pantani wywalcza swoje pierwsze w karierze miejsce na podium (3.) w prawdziwym kolarstwie - 13 września w wyścigu niższej rangi, poświęconym pamięci dawnego włoskiego czempiona Gastone Nenciniego.

Rok 1993 siłą rzeczy jest dla Pantaniego czasem nauki i wyzbywania się nawyków amatora. Rozpoczyna dość wcześnie, 27 lutego od 9. miejsca w Reggio Di Calabria. Jego pierwszy wyścig kilkudniowy w gronie zawodowców to trzyetapowe Criterium International rozgrywane w dniach 27-28 marca. Zajmuje w tej imprezie przeciętne 46. miejsce, z dużą stratą 20 minut i 14 sekund do triumfatora Erika Breukinka. Lider zespołu Claudio Chiappucci przyjeżdża tylko o jedną pozycję wyżej, ale do wielkich tourów jest przecież jeszcze sporo czasu, a słynny Diabeł jak zwykle ma zamiar walczyć o zwycięstwo ogólne przede wszystkim w tracie tych wyścigów.
W dniach 5-9 kwietnia Pantani zalicza pierwszą naprawdę trudną imprezę wieloetapową. I jak na żółtodzioba wypada bardzo dobrze, zajmując wysoką 19. pozycję w klasyfikacji generalnej wyścigu Dookoła Kraju Basków. Traci do zwycięzcy, którym okazuje się znakomity Tony Rominger, 2 minuty i 3 sekundy, nie należy jednak zapominać, że nie może on realizować wówczas jakichś większych ambicji, spełniając tylko rolę gregario. Claudio Chiappucci tymczasem wypada niewiele lepiej, przyjeżdża 10., tylko 27 sekund przed Pantanim.
W dalszym etapie przygotowań Marco udaje się na trasy tradycyjnych wiosennych klasyków. 14. kwietnia startuje w Walońskiej Strzale. W końcówce peletonowi urywa się ósemka kolarzy z Claudio Chiappuccim - a więc Pantani nie ma prawa gonić. Wyścig wygrywa najlepszy wtenczas specjalista od tego typu wyścigów, Maurizio Fondriest, a lider Carrery zajmuje bardzo dobrą 3. lokatę, tracąc jednak w końcówce ponad 1 minutę do rodaka. 3 minuty i 8 sekund za zwycięzcą metę osiąga peleton z Pantanim - który zajmuje ostatecznie 30. pozycję.
18 kwietnia z kolei Pantani debiutuje w jednym z najtrudniejszych wyścigów jednoetapowych świata, w dodatku z XIX-wieczną tradycją - Liege-Bastogne-Liege. Ta impreza okazuje się dla niego jeszcze za trudna, jednak walczy bardzo dzielnie i kończy ją na 67. miejscu, ze stratą 16 minut i 12 sekund do triumfatora. Jednak w Carrerze panuje prawdziwa euforia, gdyż zwycięża jej zawodnik, Duńczyk Rolf Sorensen, ponadto bardzo dobrze wypada nominalny lider zespołu Claudio Chiappucci, który do Liege przyjeżdża na 6. miejscu.

Pantani wraca do Włoch, by wziąć udział w mniej liczących się w światku kolarskim klasykach. 25 kwietnia Marco przyzwoicie (12. miejsce) wypada w Giro di Friuli, tydzień później, 1 maja, jeszcze lepiej w Grand Prix Larciano, gdzie zajmuje 6. pozycję.
W dniach 11-15 maja Pantani startuje natomiast w próbie generalnej dla Włochów przed Giro d Italia, wielce prestiżowej górskiej etapówce Giro del Trentino. Wyścig ten okazuje się dla niego najbardziej udany z wszystkich występów w dotychczasowej karierze, choć nie odgrywa pierwszoplanowej roli na żadnym z etapów - cała ekipa Carrery wytrwale pracuje na rzecz ubiegłorocznego zwycięzcy imprezy, Claudio Chiappucciego. Najwartościowszymi gregario w zespole okazują się Wenezuelczyk Leonardo Sierra i właśnie Marco Pantani, którzy do końca każdego z etapów zachowują miejsce w ścisłej czołówce. W klasyfikacji generalnej Chiappucci zajmuje pewne 2. miejsce, zaledwie 11 sekund za będącym wówczas w niesamowitym gazie Maurizio Fondriestem, wygrywającym aż trzy z czterech etapów. Claudio Chiappucci dwukrotnie utrzymuje się z Fondriestem w dwójkowej akcji w końcówkach etapów, ale na finiszach nie ma szans z bardziej wszechstronnym rodakiem. Ostatecznie Pantani kończy wyścig na 5. miejscu, ze stratą 54 sekund do zwycięzcy. Trzeba jednak jeszcze nadmienić, że impreza jest bardzo silnie obsadzona, w klasyfikacji generalnej przed Pantanim lokują się jeszcze tylko Leonardo Sierra i Wladimir Belli, a na kolejnych miejscach sklasyfikowano Francesco Casagrande i Zenona Jaskułę (3. rok wcześniej).

Strony: 1 ... 30 31 [32]

Recent

użytkowników
  • Użytkowników w sumie: 2567
  • Latest: Kesh321
Stats
  • Wiadomości w sumie: 12328
  • Wątków w sumie: 773
  • Online Today: 221
  • Online Ever: 560
  • (Stycznia 13, 2023, 10:31:04 pm)
Użytkownicy online
Users: 1
Guests: 162
Total: 163