466
Sporty Wytrzymałościowe / Odp: Marco Pantani Szkoda Że Ciebie Tu Nie Ma.
« dnia: Lipca 02, 2015, 11:32:37 pm »
Wreszcie Marco Pantani debiutuje w wielkim tourze, rozgrywanym od 23 maja do 13 czerwca Giro d Italia. Otrzymuje numer startowy 34.
W pierwszym w życiu etapie w wyścigu tej rangi przyjeżdża w peletonie i zajmuje 80. miejsce, tracąc 34 sekundy do samotnie uciekającego byłego mistrza świata Moreno Argentina.
Na drugim odcinku, pierwszym górskim, Pantani choć przesuwa się w klasyfikacji generalnej o 3 pozycje, wypada niespodziewanie źle. Na Passo Monumento zostaje w drugiej grupce i ostatecznie przyjeżdża dopiero 119., 1 minutę i 5 sekund po Maurizio Fondrieście. Łącznie traci do lidera wyścigu Moreno Argentina już 1 minutę i 41 sekund.
Ale w trakcie kilku następnych etapów podobnych błędów już nie popełnia i melduje się zawsze w czołówce, w grupie lidera oraz Miguela Induraina (w tym także na górskim odcinku nr 4 do Scanno). Dzięki temu po dziewięciu etapach przesuwa się z miejsca 77. na 31., tracąc jednak wciąż 1 minutę i 41 sekund do rodaka, zwycięzcy premierowego odcinka.
Dziesiąty etap to zupełnie płaska jazda indywidualna na czas na dystansie 28 kilometrów. Zgodnie z oczekiwaniami klasę pokazuje nowy lider wyścigu i ubiegłoroczny triumfator, Miguel Indurain. Marco Pantani wypada słabiutko - 105. pozycja i strata na tak krótkim etapie aż 4 minut i 31 sekund. W klasyfikacji generalnej traci do Baska 5 minut i 34 sekundy, spada na 42. miejsce.
Za to dzień później pewna niespodzianka - Bask oddaje różową koszulkę - czyni to jednak bez walki, pozwalając na spory odjazd grupce kolarzy przynajmniej teoretycznie nie zagrażających mu w zbliżających się górach. Pantani przyjeżdża w grupie Induraina i po dziesięciu etapach traci do nowego lidera Bruno Lealiego 7 minut i 31 sekund.
Podszczypywanie lidera zaczyna się już dzień później, na podjeździe Fontanelle. Pantani zajmuje na nim 9. miejsce, a w klasyfikacji generalnej awansuje po raz pierwszy w karierze do najlepszej trzydziestki Giro d Italia, tracąc 6 minut i 47 sekund do Lealiego.
Trzynasty etap znów pada łupem Moreno Argentina. To bardziej wartościowe zwycięstwo niż poprzednie, etap przebiega przez górskie przełęcze Passo Vezzena, Passo Eores i Passo delle Erbe. Pantani traci do czołowej grupy z liderem i Indurainem tylko 6 sekund i kończy na 22. pozycji. W ścisłej czołówce nic się nie zmienia (choć Pantani awansuje aż o 5 pozycji), gdyż kolarze oszczędzają tego dnia siły na czternasty (królewski) 245-kilometrowy etap w Dolomitach z podjazdami Costalunga, Pordoi, bardzo stromym Fedaia, ponownie Pordoi i Campolongo.
Ten odcinek okazuje się jeszcze za trudny dla Pantaniego, który nie nawiązuje walki z najściślejszą czołówką górali tamtego wyścigu. Choć zajmuje na tym etapie bardzo wysokie 13. miejsce i awansuje już na 20. lokatę w klasyfikacji generalnej, traci do zwycięskiego tego dnia kolarza aż 5 minut i 58 sekund, a tylko o 1 sekundę mniej do Miguela Induraina. W Carrerze panuje jednak wielka radość, tym, który przyprowadził najlepszych okazuje się bowiem sam Claudio Chiappucci. A że o wiele dalej nawet niż Pantani kończy etap przypadkowy jednak lider Leali, Bask pewnie obejmuje przodownictwo w klasyfikacji Giro d Italia po czternastu etapach. Pantani traci do niego już 12 minut i 52 sekundy.
Na piętnastym, jeszcze dłuższym (263 kilometry!) odcinku z Passo Gardena, Passo Andalo, Colle San Eusebio i finałowym Lumezzane, Marco przyjeżdża 15. i traci kolejne 15 sekund do Baska. Dzień później kończy w drugim peletoniku, 42 sekundy za grupą lidera, a jego strata do Induraina po szesnastu etapach urasta do 13 minut i 49 sekund - co daje mu 19. miejsce. Etap siedemnasty, z podjazdami Colle di Melogno, Colle dei Giovetti oraz Pontechianale, przejeżdża w czasie Miguela Induraina, aż 9 minut i 16 sekund dłużej niż Marco Saligari, i awansuje już na 18. miejsce. Wydaje się, że w debiucie ma realną szansę na pozycję w pierwszej dwudziestce wielkiego touru - a to byłaby znakomita rekomendacja dla młodego kolarza. Nie jest to mu jednak dane, w trakcie osiemnastego etapu zmuszony jest się wycofać z uwagi na zapalenie ścięgien. Marco Pantani nie kończy zatem tego wyścigu, jego debiut należy jednak uznać za bardzo obiecujący. Pokonał niemal wszystkie góry i uczynił to w dobrym tempie. Tymczasem lider zespołu Claudio Chiappucci spełnia tylko w częsci pokładane w nim nadzieje - wygrywa klasyfikację górską, a w generalnej jest 3., bez szans jednak na wyższą pozycję - traci 5 minut i 27 sekund do wielkiego Miguela Induraina oraz 4 minuty i 29 sekund do Piotra Ugriumowa. Z tego wyścigu zostaje szczególnie w pamięci przebieg finałowego podjazdu na przedostatnim etapie do Oropa i wyraz twarzy Induraina, kiedy Łotysz, mający stosunkowo niewielką stratę do ówczesnego króla kolarstwa, z pasją atakuje i odrywa się! od Hiszpana. Ten, mocno wystraszony i pozbawiony już w tym momencie jakichkolwiek pomocników, walczy ze swoją słabością niczym lew - jak na króla peletonu przystało - i ostatecznie traci do Ugriumowa na tyle mało (36 sekund), aby bez specjalnej obawy o ewentualną utratę swojej pozycji spokojnie udać się na niedzielną wycieczkę rowerową do Mediolanu.
Na tym wyścigu 23-letni neo-profi w zasadzie kończy poważne ściganie w sezonie 1993. W słusznym przekonaniu kierownictwa ekipy, jego ewentualny udział w Tour de France stanowiłby jeszcze zbyt duże wyzwanie dla młodego organizmu, podmęczonego sporą już dawką startów od początku sezonu. Liderami Carrery na Tour de France są Claudio Chiappucci i weteran Irlandczyk Stephen Roche, którzy zajmują ostatecznie miejsca odpowiednio 6. i 13. Od obu, jak pamiętamy (o roku ów!), zdecydowanie lepiej wypada Zenon Jaskuła z GB-MG Maglificio. Wyniki te nie powodują zapewne odczucia pełnej satysfakcji u dyrektora sportowego Carrery, jednak, jakby na otarcie łez, ekipa wygrywa klasyfikację zespołową, a Chiappucci zajmuje 2. miejsce w klasyfikacji górskiej, za Tonym Romingerem.
Rok 1994 Marco Pantani zaczyna odrobinę później niż poprzedni. Pierwszy start notuje 19 marca w długim i wbrew pozorom trudnym klasyku Mediolan - San Remo, czego smutnym efektem jest wycofanie się na trasie.
W pierwszej dekadzie kwietnia po raz drugi w karierze startuje w wyścigu Dookoła Kraju Basków i wypada w nim... gorzej niż w 1993 r. Przyczyną pasywnej jazdy w końcówkach etapów jest chyba obranie przed sezonem innego cyklu przygotowań, nakierowanego na start w Tour de France, a także w dalszym ciągu spełnianie roli gregario Claudio Chiappucciego (który nie spodziewa się wtedy jeszcze, że w dalszej części sezonu sam stanie się tylko pomocnikiem). W Basque Tour Pantani zajmuje ostatecznie 55. lokatę i traci aż 32 minuty i 39 sekund do zwycięzcy, nie pokazując się z dobrej strony na końcówkach żadnego z etapów. Claudio Chiappucci wypada za to bardzo dobrze, zajmuje 3. miejsce, tracąc 58 sekund do Tony Romingera i zaledwie 15 sekund do Jewgienija Bierzina - szykującego właśnie mistrzowską formę na Giro d Italia.
17 kwietnia Pantani startuje też w Liege-Bastogne-Liege, ale z efektem zbliżonym do oglądanego rok wcześniej. Zajmuje 67. miejsce i przyjeżdża w ostatniej grupeczce ze stratą dokładnie 19 minut do błyszczącego w tamtych tygodniach Jewgienija Bierzina (drugi jest Lance Armstrong, z pokaźną jednak stratą 1 minuty i 37 sekund). Niemniej w zimnie i deszczu Pantani pokazuje charakter i dojeżdża do Liege, czego nie da się powiedzieć aż o 110 innych kolarzach tamtego klasyku.
I tak jak przed rokiem, po tym starcie Pantani wraca do Włoch, gdzie bierze udział w imprezach jednodniowych - i wypada w nich bardzo dobrze. 30 kwietnia zajmuje 6. lokatę w Grand Prix Prato, zaś 1 maja 4. pozycję w Grand Prix Larciano (zwycięstwo Francesco Casagrande).
Na przełomie kwietnia i maja tradycyjnie rozgrywany jest najważniejszy dla Włochów (a także innych kolarzy nie startujących w rozgrywanym niemal równolegle, wyżej jednak punktowanym wyścigu Tour de Romandie) sprawdzian przed Giro d Italia, tj. Giro del Trentino. W początkach ery Pantaniego tzw. Duże Giro rozgrywane jest nieco później niż obecnie, z tej racji w Dookoła Trydentu kolarze jadą dopiero w dniach 10-13 maja. Marco Pantani okazuje się w tym wyścigu po raz pierwszy w krótkiej karierze liderem zespołu. W klasyfikacji końcowej zajmuje miejsce tuż za podium (4.) ze stratą 31 sekund do mistrza klasyków Moreno Argentina, 12 sekund do faworyta Jewgienija Bierzina i zaledwie 3 sekundy do odwiecznego rywala, Francesco Casagrande. Nominalny lider ekipy, Claudio Chiappucci, jest dopiero 9. i traci do Pantaniego aż 1 minutę i 18 sekund.
15 maja Pantani wypada równie dobrze w trudnym klasyku Dookoła Toskanii. W końcówce bierze udział w decydującej akcji z udziałem czterech zawodników - poza nim jej uczestnikami są Pascal Richard, Massimo Ghirotto i Francesco Casagrande. Na finiszu na płaskim terenie okazuje się jednak zbyt wolny w konfrontacji z masywniej zbudowanymi rywalami. A wyścig wygrywa oczywiście... Francesco Casagrande.
Giro d Italia 1994 rozgrywa się w okresie 22 maja - 12 czerwca. Marco Pantani, mimo zaprezentowania najlepszej formy przed wyścigiem, ze zrozumiałych względów nie jedzie jako lider Carrery - na pozycję tą w poprzednich latach zapracował Claudio Chiappucci. Ale w decydującym momencie w górach Marco, znowu startujący z numerem 34., dostaje na szczęście wolną rękę.
Wyścig rozpoczyna się dość nietypowo. Pierwszego dnia rozgrywany jest krótki, 86-kilometrowy płaski etap, a dopiero po południu 7-kilometrowa jazda indywidualna na czas - typowy prolog. Pantani kończy go dopiero na 89. pozycji, 46 sekund za zwycięzcą Armandem de las Cuevasem, 44 sekundy za 2. Jewgienijem Bierzinem oraz 41 sekund za 3. Miguelem Indurainem. W klasyfikacji generalnej zajmuje na razie 84. miejsce.
Pantani dobrze wypada na 2. etapie, z górskimi premiami Agugliano i Offagna - gdzie przyjeżdża 10., zaledwie 12 sekund za znów Moreno Argentinem (Trentino to naprawdę znakomity sprawdzian formy), nowym liderem, do którego 22. obecnie Pirat traci łącznie 53 sekundy.
Na kolejnym górskim, najcięższym jak na razie czwartym etapie, z podjazdem Passo Tree Termini i finałowym Campitello Matese, Pantani przyjeżdża już 5., w grupie Induraina, ale traci tym razem więcej, bo 47 sekund, do zwycięzcy i nowego lidera Jewgienija Bierzina - rozpoczynającego właśnie, mimo uczestniczenia w wyścigu samego Miguela Induraina, drogę ku zwycięstwu w Giro (koszulki tu zdobytej, mimo pewnych kłopotów na królewskim etapie, nie odda już do samego Mediolanu). Pantani, będąc po raz pierwszy tak wysoko w tej randze wyścigu (10. miejsce po czterech etapach) traci do Rosjanina na razie tylko 1 minutę i 43 sekundy.
Do ósmego odcinka sytuacja nie ulega zmianie. Wtedy jednak odbywa się długa, 44-kilometrowa jazda indywidualna na czas. Pantani jedzie o wiele lepiej niż przed rokiem, zajmuje 53. pozycję. Wszystkich konkurentów niespodziewanie nokautuje nie Miguel Indurain, a Rosjanin Jewgienij Bierzin. Marco traci do niego 5 minut i 47 sekund, a do zaledwie 4. w tej próbie Miguela Induraina już tylko 3 minuty i 13 sekund. Straty Pantaniego w klasyfikacji generalnej do Rosjanina są kolosalne i wynoszą 7 minut i 30 sekund, ale do Miguela Induraina aż o 3 minuty mniej. Ale Indurain to przecież król ówczesnego kolarstwa, i kibice emocjonują się w tym momencie perspektywami jego pogoni za Bierzinem, a nie ewentualnym odpieraniem ataków na zajmowaną aktualnie pozycję, nie odpowiadającą jego aspiracjom.
Na trzynastym etapie peleton dzieli się na wiele grup i grupek, z przodu jadą głównie harcownicy. Bierzin i Indurain tracą na tym odcinku do czołówki po ok. 13,5 minuty. Również Marco Pantaniemu udaje się urwać 1 minutę do obu faworytów. Po trzynastu etapach, przed wysokimi górami, Pantani jest 10. i traci 6 minut i 28 sekund do lidera Jewgienija Bierzina oraz nieco ponad 3 minuty do Miguela Induraina.
Jednak w Dolomitach oraz innym paśmie Alp Wschodnich Val di Sole (Mortirolo nie leży już w Dolomitach, to częsta nieścisłość spotykana nawet w opracowaniach specjalistycznych) świat kolarski ogląda już popis jednego aktora, a tym aktorem nie jest wcale Indurain. Czternasty etap do Merano z niebotycznymi przełęczami Passo Stalle, Passo Furcia, Passo Erbe, Passo Eores i Passo Monte Giovo to popis Marco Pantaniego, który odnosi swoje pierwsze zwycięstwo etapowe nie tylko w dorosłym Giro d Italia, ale w ogóle w zawodowym kolarstwie. Podejmuje śmiały i bardzo dojrzały atak, bo dopiero na ostatnim podjeździe Monte Giovo, i na zjeździe do mety utrzymuje przewagę. Jedzie samotnie przez ostatnie 30 kilometrów! Grupę liderów z Bierzinem, Indurainem i ... Chiappuccim wyprzedza ostatecznie o 40 sekund.
Ale ten etap stanowi tylko zapowiedź tego, co miało nastąpić następnego dnia. 5 czerwca 1994 r. to wielki dzień dla kolarstwa. 188-kilometrowy odcinek Merano - Aprica już przed jego rozegraniem może uchodzić za absolutnie wyjątkowy. Mianowicie, już nigdy ani wcześniej ani później w ciągu jednego dnia nie kazano kolarzom w żadnym wyścigu szosowym świata pokonywać dwóch tak trudnych górskich podjazdów: Passo Stelvio oraz najtrudniejszego wówczas podjazdu kolarskiego na świecie - Passo di Foppa, zwanego pieszczotliwie Passo del Mortirolo (Alto l Angliru jest wtedy jeszcze nikomu nieznanym klepiskiem w Górach Kantambryjskich). Jakby tego było mało, przed metą organizatorzy fundują kolarzom jeszcze, raczej zmarszczkę, Passo Aprica oraz bardzo stromy choć o wiele krótszy niż Mortirolo Valico di Santa Cristina. Przebieg tego etapu także zasługuje na opis. Początkowo umyka wszystkim doświadczony góral o uznanej renomie - Franco Vona - który wygrywa premię Cima Coppi. Marco Pantani z łatwością zrywa z koła wszystkich, poza liderem Bierzinem, na samym początku Mortirolo. Franco Vona w ekspresowym tempie traci 2 minuty z niedawnej przewagi i chwilę później już nawet nie ogląda pleców Pantaniego. Bierzin też słono płaci za swoją szarżę, chęć dorównania Pantaniemu w tylko jemu dostępnych pokładach ludzkiej wytrzymałości. Marco, stosując tempową arytmię, już przed połową podjazdu gubi Rosjanina. Indurain tymczasem, jadąc bardziej ekonomicznym tempem, już na Mortirolo dościga, wyprzedza i mocno dystansuje Rosjanina. Nie jedzie sam, jego tempo wytrzymują Wladimir Belli, Kolumbijcyk Nelson Rodriguez, Gianni Bugno oraz lider Carrery Claudio Chiappucci. Indurain nie traci już od tego momentu wiele do Pantaniego, mimo, że ten, atakując od samego początku góry, pokonuje słynny podjazd w rekordowym do dziś czasie - bo licząc od podnóża w 43 minuty i 57 sekund (aż 2 minuty i 3 sekundy szybciej niż dotychczasowe najlepsze osiągnięcie Franco Chiocciolego z 1991 r.). Jeszcze przed przełęczą Gianni Bugno nie wytrzymuje tempa Baska i już na zjeździe wchłania go grupka Bierzina. Na szczycie Marco Pantani ma 1 minutę przewagi nad drugą grupą, w której książę Navarry jest jedynym pracującym zawodnikiem, a już 2,5 minuty nad liderem wyścigu. Zostaje jednak jeszcze 50 kilometrów dystansu, z czego dużą część stanowią zjazdy i wypłaszczenia. I zgodnie z obawami włoskich kibiców Pantani tę przewagę traci! Indurain, Pantani, Chiappucci, Rodriguez i Belli zgodnie współpracują, ale najwięcej daje z siebie Bask. W szybkim tempie czołówka pokonuje podjazd Passo Aprica. Bierzin jedzie w podobnej liczebnie grupce, ale traci coraz więcej. Szala zwycięstwa w wyścigu przechyla się powoli w stronę Induraina. U podnóża finałowego podjazdu różnica między prowadzącą piątką a grupką lidera przekracza nieznacznie 3 minuty, zatem Indurain na 9 km przed metą etapu jest wirtualnym liderem wyścigu! I wtedy, trzykrotny na ten czas triumfator Tour de France i dwukrotny zwycięzca Giro d Italia, płaci wysoką cenę za pogoń za Pantanim na Mortirolo, oraz nadawanie tempa ucieczki przed Bierzinem na płaskim. Kiedy na początku podjazdu atakuje z nie mniejszą furią niż na Mortirolo Marco Pantani, zostają z tyłu wszyscy jego kompani. Indurain niemal się zatrzymuje, a na jego twarzy maluje się wielkie cierpienie. Brakuje zupełnie sił na tych parę marnych kilometrów (choć o średnim nachyleniu niemal 9%, a maksymalnym 15% w kilku miejscach). Ale i pozostali członkowie ucieczki mają teraz nietęgie miny. Sił na odjechanie Baskowi starcza jedynie Chiappucciemu, ale i on błyskawicznie traci do swojego młodszego kolegi z zespołu. Bierzin, który również szarżował na Mortirolo, przyspiesza, gdy słyszy komunikat od dyrektora sportowego o aktualnej sytuacji na trasie. Wobec pojawienia się możliwości skutecznej obrony różowej koszulki, Rosjanin sięga po ostatnie rezerwy. I po chwili powraca na wirtualny fotel lidera wyścigu, bo Indurain na ostatnim podjeździe ani na chwilę nie jest w stanie stanąć na pedałach. Podjechanie pod niespełna 9-kilometrowy podjazd zajęło mu 3,5 minuty więcej czasu niż Pantaniemu! Jeszcze 1-2 kilometry, a doścignąłby go sam Bierzin. Marco Pantani jest tego dnia bezkonkurencyjny, różnice czasowe na mecie tego historycznego etapu jasno na to wskazują: 1. Marco Pantani (siedem godzin bez kilku minut jazdy po wysokich górach!), 2. Claudio Chiappucci 2 minuty i 52 sekundy straty, 3. Wladimir Belli, 4. Nelson Rodriguez po 3 minuty i 27 sekund straty, 5. Miguel Indurain 3 minuty i 30 sekund straty!, 6. Jewgienij Bierzin, 7. Udo Bolts po 4 minuty i 6 sekund straty!!, 8. Gianni Bugno, 9. Wladimir Pulnikow, 10. Paweł Tonkow po 5 minut i 50 sekund straty. To prawdziwy nokaut i zarazem generalny triumf Carrery, która udowadnia, że aktualnie dysponuje dwoma najsilniejszymi góralami w peletonie. Niestety, jest to jednocześnie ostatnia jazda Marco pod Mortirolo, z różnych względów nie dane mu było wystąpić na etapach z tym kultowym podjazdem rozegranych w latach 1996, 1997, 1999 i 2004. Po tym odcinku Marco Pantani wychodzi na znakomitą 2. pozycję w klasyfikacji generalnej, przed wielkiego Miguela Induraina. Do Bierzina brakuje mu jeszcze tylko 1 minuty i 18 sekund, ma za to niecałe 2 minuty przewagi nad znakomitym Baskiem. To niewiele w kontekście drugiej jazdy indywidualnej na czas, na szczęście pozostaje jeszcze kilka etapów górskich, z których jeden prezentuje się bardzo okazale, choć nie jest aż tak ekstremalnie trudny jak ten do Aprica.
W pierwszym w życiu etapie w wyścigu tej rangi przyjeżdża w peletonie i zajmuje 80. miejsce, tracąc 34 sekundy do samotnie uciekającego byłego mistrza świata Moreno Argentina.
Na drugim odcinku, pierwszym górskim, Pantani choć przesuwa się w klasyfikacji generalnej o 3 pozycje, wypada niespodziewanie źle. Na Passo Monumento zostaje w drugiej grupce i ostatecznie przyjeżdża dopiero 119., 1 minutę i 5 sekund po Maurizio Fondrieście. Łącznie traci do lidera wyścigu Moreno Argentina już 1 minutę i 41 sekund.
Ale w trakcie kilku następnych etapów podobnych błędów już nie popełnia i melduje się zawsze w czołówce, w grupie lidera oraz Miguela Induraina (w tym także na górskim odcinku nr 4 do Scanno). Dzięki temu po dziewięciu etapach przesuwa się z miejsca 77. na 31., tracąc jednak wciąż 1 minutę i 41 sekund do rodaka, zwycięzcy premierowego odcinka.
Dziesiąty etap to zupełnie płaska jazda indywidualna na czas na dystansie 28 kilometrów. Zgodnie z oczekiwaniami klasę pokazuje nowy lider wyścigu i ubiegłoroczny triumfator, Miguel Indurain. Marco Pantani wypada słabiutko - 105. pozycja i strata na tak krótkim etapie aż 4 minut i 31 sekund. W klasyfikacji generalnej traci do Baska 5 minut i 34 sekundy, spada na 42. miejsce.
Za to dzień później pewna niespodzianka - Bask oddaje różową koszulkę - czyni to jednak bez walki, pozwalając na spory odjazd grupce kolarzy przynajmniej teoretycznie nie zagrażających mu w zbliżających się górach. Pantani przyjeżdża w grupie Induraina i po dziesięciu etapach traci do nowego lidera Bruno Lealiego 7 minut i 31 sekund.
Podszczypywanie lidera zaczyna się już dzień później, na podjeździe Fontanelle. Pantani zajmuje na nim 9. miejsce, a w klasyfikacji generalnej awansuje po raz pierwszy w karierze do najlepszej trzydziestki Giro d Italia, tracąc 6 minut i 47 sekund do Lealiego.
Trzynasty etap znów pada łupem Moreno Argentina. To bardziej wartościowe zwycięstwo niż poprzednie, etap przebiega przez górskie przełęcze Passo Vezzena, Passo Eores i Passo delle Erbe. Pantani traci do czołowej grupy z liderem i Indurainem tylko 6 sekund i kończy na 22. pozycji. W ścisłej czołówce nic się nie zmienia (choć Pantani awansuje aż o 5 pozycji), gdyż kolarze oszczędzają tego dnia siły na czternasty (królewski) 245-kilometrowy etap w Dolomitach z podjazdami Costalunga, Pordoi, bardzo stromym Fedaia, ponownie Pordoi i Campolongo.
Ten odcinek okazuje się jeszcze za trudny dla Pantaniego, który nie nawiązuje walki z najściślejszą czołówką górali tamtego wyścigu. Choć zajmuje na tym etapie bardzo wysokie 13. miejsce i awansuje już na 20. lokatę w klasyfikacji generalnej, traci do zwycięskiego tego dnia kolarza aż 5 minut i 58 sekund, a tylko o 1 sekundę mniej do Miguela Induraina. W Carrerze panuje jednak wielka radość, tym, który przyprowadził najlepszych okazuje się bowiem sam Claudio Chiappucci. A że o wiele dalej nawet niż Pantani kończy etap przypadkowy jednak lider Leali, Bask pewnie obejmuje przodownictwo w klasyfikacji Giro d Italia po czternastu etapach. Pantani traci do niego już 12 minut i 52 sekundy.
Na piętnastym, jeszcze dłuższym (263 kilometry!) odcinku z Passo Gardena, Passo Andalo, Colle San Eusebio i finałowym Lumezzane, Marco przyjeżdża 15. i traci kolejne 15 sekund do Baska. Dzień później kończy w drugim peletoniku, 42 sekundy za grupą lidera, a jego strata do Induraina po szesnastu etapach urasta do 13 minut i 49 sekund - co daje mu 19. miejsce. Etap siedemnasty, z podjazdami Colle di Melogno, Colle dei Giovetti oraz Pontechianale, przejeżdża w czasie Miguela Induraina, aż 9 minut i 16 sekund dłużej niż Marco Saligari, i awansuje już na 18. miejsce. Wydaje się, że w debiucie ma realną szansę na pozycję w pierwszej dwudziestce wielkiego touru - a to byłaby znakomita rekomendacja dla młodego kolarza. Nie jest to mu jednak dane, w trakcie osiemnastego etapu zmuszony jest się wycofać z uwagi na zapalenie ścięgien. Marco Pantani nie kończy zatem tego wyścigu, jego debiut należy jednak uznać za bardzo obiecujący. Pokonał niemal wszystkie góry i uczynił to w dobrym tempie. Tymczasem lider zespołu Claudio Chiappucci spełnia tylko w częsci pokładane w nim nadzieje - wygrywa klasyfikację górską, a w generalnej jest 3., bez szans jednak na wyższą pozycję - traci 5 minut i 27 sekund do wielkiego Miguela Induraina oraz 4 minuty i 29 sekund do Piotra Ugriumowa. Z tego wyścigu zostaje szczególnie w pamięci przebieg finałowego podjazdu na przedostatnim etapie do Oropa i wyraz twarzy Induraina, kiedy Łotysz, mający stosunkowo niewielką stratę do ówczesnego króla kolarstwa, z pasją atakuje i odrywa się! od Hiszpana. Ten, mocno wystraszony i pozbawiony już w tym momencie jakichkolwiek pomocników, walczy ze swoją słabością niczym lew - jak na króla peletonu przystało - i ostatecznie traci do Ugriumowa na tyle mało (36 sekund), aby bez specjalnej obawy o ewentualną utratę swojej pozycji spokojnie udać się na niedzielną wycieczkę rowerową do Mediolanu.
Na tym wyścigu 23-letni neo-profi w zasadzie kończy poważne ściganie w sezonie 1993. W słusznym przekonaniu kierownictwa ekipy, jego ewentualny udział w Tour de France stanowiłby jeszcze zbyt duże wyzwanie dla młodego organizmu, podmęczonego sporą już dawką startów od początku sezonu. Liderami Carrery na Tour de France są Claudio Chiappucci i weteran Irlandczyk Stephen Roche, którzy zajmują ostatecznie miejsca odpowiednio 6. i 13. Od obu, jak pamiętamy (o roku ów!), zdecydowanie lepiej wypada Zenon Jaskuła z GB-MG Maglificio. Wyniki te nie powodują zapewne odczucia pełnej satysfakcji u dyrektora sportowego Carrery, jednak, jakby na otarcie łez, ekipa wygrywa klasyfikację zespołową, a Chiappucci zajmuje 2. miejsce w klasyfikacji górskiej, za Tonym Romingerem.
Rok 1994 Marco Pantani zaczyna odrobinę później niż poprzedni. Pierwszy start notuje 19 marca w długim i wbrew pozorom trudnym klasyku Mediolan - San Remo, czego smutnym efektem jest wycofanie się na trasie.
W pierwszej dekadzie kwietnia po raz drugi w karierze startuje w wyścigu Dookoła Kraju Basków i wypada w nim... gorzej niż w 1993 r. Przyczyną pasywnej jazdy w końcówkach etapów jest chyba obranie przed sezonem innego cyklu przygotowań, nakierowanego na start w Tour de France, a także w dalszym ciągu spełnianie roli gregario Claudio Chiappucciego (który nie spodziewa się wtedy jeszcze, że w dalszej części sezonu sam stanie się tylko pomocnikiem). W Basque Tour Pantani zajmuje ostatecznie 55. lokatę i traci aż 32 minuty i 39 sekund do zwycięzcy, nie pokazując się z dobrej strony na końcówkach żadnego z etapów. Claudio Chiappucci wypada za to bardzo dobrze, zajmuje 3. miejsce, tracąc 58 sekund do Tony Romingera i zaledwie 15 sekund do Jewgienija Bierzina - szykującego właśnie mistrzowską formę na Giro d Italia.
17 kwietnia Pantani startuje też w Liege-Bastogne-Liege, ale z efektem zbliżonym do oglądanego rok wcześniej. Zajmuje 67. miejsce i przyjeżdża w ostatniej grupeczce ze stratą dokładnie 19 minut do błyszczącego w tamtych tygodniach Jewgienija Bierzina (drugi jest Lance Armstrong, z pokaźną jednak stratą 1 minuty i 37 sekund). Niemniej w zimnie i deszczu Pantani pokazuje charakter i dojeżdża do Liege, czego nie da się powiedzieć aż o 110 innych kolarzach tamtego klasyku.
I tak jak przed rokiem, po tym starcie Pantani wraca do Włoch, gdzie bierze udział w imprezach jednodniowych - i wypada w nich bardzo dobrze. 30 kwietnia zajmuje 6. lokatę w Grand Prix Prato, zaś 1 maja 4. pozycję w Grand Prix Larciano (zwycięstwo Francesco Casagrande).
Na przełomie kwietnia i maja tradycyjnie rozgrywany jest najważniejszy dla Włochów (a także innych kolarzy nie startujących w rozgrywanym niemal równolegle, wyżej jednak punktowanym wyścigu Tour de Romandie) sprawdzian przed Giro d Italia, tj. Giro del Trentino. W początkach ery Pantaniego tzw. Duże Giro rozgrywane jest nieco później niż obecnie, z tej racji w Dookoła Trydentu kolarze jadą dopiero w dniach 10-13 maja. Marco Pantani okazuje się w tym wyścigu po raz pierwszy w krótkiej karierze liderem zespołu. W klasyfikacji końcowej zajmuje miejsce tuż za podium (4.) ze stratą 31 sekund do mistrza klasyków Moreno Argentina, 12 sekund do faworyta Jewgienija Bierzina i zaledwie 3 sekundy do odwiecznego rywala, Francesco Casagrande. Nominalny lider ekipy, Claudio Chiappucci, jest dopiero 9. i traci do Pantaniego aż 1 minutę i 18 sekund.
15 maja Pantani wypada równie dobrze w trudnym klasyku Dookoła Toskanii. W końcówce bierze udział w decydującej akcji z udziałem czterech zawodników - poza nim jej uczestnikami są Pascal Richard, Massimo Ghirotto i Francesco Casagrande. Na finiszu na płaskim terenie okazuje się jednak zbyt wolny w konfrontacji z masywniej zbudowanymi rywalami. A wyścig wygrywa oczywiście... Francesco Casagrande.
Giro d Italia 1994 rozgrywa się w okresie 22 maja - 12 czerwca. Marco Pantani, mimo zaprezentowania najlepszej formy przed wyścigiem, ze zrozumiałych względów nie jedzie jako lider Carrery - na pozycję tą w poprzednich latach zapracował Claudio Chiappucci. Ale w decydującym momencie w górach Marco, znowu startujący z numerem 34., dostaje na szczęście wolną rękę.
Wyścig rozpoczyna się dość nietypowo. Pierwszego dnia rozgrywany jest krótki, 86-kilometrowy płaski etap, a dopiero po południu 7-kilometrowa jazda indywidualna na czas - typowy prolog. Pantani kończy go dopiero na 89. pozycji, 46 sekund za zwycięzcą Armandem de las Cuevasem, 44 sekundy za 2. Jewgienijem Bierzinem oraz 41 sekund za 3. Miguelem Indurainem. W klasyfikacji generalnej zajmuje na razie 84. miejsce.
Pantani dobrze wypada na 2. etapie, z górskimi premiami Agugliano i Offagna - gdzie przyjeżdża 10., zaledwie 12 sekund za znów Moreno Argentinem (Trentino to naprawdę znakomity sprawdzian formy), nowym liderem, do którego 22. obecnie Pirat traci łącznie 53 sekundy.
Na kolejnym górskim, najcięższym jak na razie czwartym etapie, z podjazdem Passo Tree Termini i finałowym Campitello Matese, Pantani przyjeżdża już 5., w grupie Induraina, ale traci tym razem więcej, bo 47 sekund, do zwycięzcy i nowego lidera Jewgienija Bierzina - rozpoczynającego właśnie, mimo uczestniczenia w wyścigu samego Miguela Induraina, drogę ku zwycięstwu w Giro (koszulki tu zdobytej, mimo pewnych kłopotów na królewskim etapie, nie odda już do samego Mediolanu). Pantani, będąc po raz pierwszy tak wysoko w tej randze wyścigu (10. miejsce po czterech etapach) traci do Rosjanina na razie tylko 1 minutę i 43 sekundy.
Do ósmego odcinka sytuacja nie ulega zmianie. Wtedy jednak odbywa się długa, 44-kilometrowa jazda indywidualna na czas. Pantani jedzie o wiele lepiej niż przed rokiem, zajmuje 53. pozycję. Wszystkich konkurentów niespodziewanie nokautuje nie Miguel Indurain, a Rosjanin Jewgienij Bierzin. Marco traci do niego 5 minut i 47 sekund, a do zaledwie 4. w tej próbie Miguela Induraina już tylko 3 minuty i 13 sekund. Straty Pantaniego w klasyfikacji generalnej do Rosjanina są kolosalne i wynoszą 7 minut i 30 sekund, ale do Miguela Induraina aż o 3 minuty mniej. Ale Indurain to przecież król ówczesnego kolarstwa, i kibice emocjonują się w tym momencie perspektywami jego pogoni za Bierzinem, a nie ewentualnym odpieraniem ataków na zajmowaną aktualnie pozycję, nie odpowiadającą jego aspiracjom.
Na trzynastym etapie peleton dzieli się na wiele grup i grupek, z przodu jadą głównie harcownicy. Bierzin i Indurain tracą na tym odcinku do czołówki po ok. 13,5 minuty. Również Marco Pantaniemu udaje się urwać 1 minutę do obu faworytów. Po trzynastu etapach, przed wysokimi górami, Pantani jest 10. i traci 6 minut i 28 sekund do lidera Jewgienija Bierzina oraz nieco ponad 3 minuty do Miguela Induraina.
Jednak w Dolomitach oraz innym paśmie Alp Wschodnich Val di Sole (Mortirolo nie leży już w Dolomitach, to częsta nieścisłość spotykana nawet w opracowaniach specjalistycznych) świat kolarski ogląda już popis jednego aktora, a tym aktorem nie jest wcale Indurain. Czternasty etap do Merano z niebotycznymi przełęczami Passo Stalle, Passo Furcia, Passo Erbe, Passo Eores i Passo Monte Giovo to popis Marco Pantaniego, który odnosi swoje pierwsze zwycięstwo etapowe nie tylko w dorosłym Giro d Italia, ale w ogóle w zawodowym kolarstwie. Podejmuje śmiały i bardzo dojrzały atak, bo dopiero na ostatnim podjeździe Monte Giovo, i na zjeździe do mety utrzymuje przewagę. Jedzie samotnie przez ostatnie 30 kilometrów! Grupę liderów z Bierzinem, Indurainem i ... Chiappuccim wyprzedza ostatecznie o 40 sekund.
Ale ten etap stanowi tylko zapowiedź tego, co miało nastąpić następnego dnia. 5 czerwca 1994 r. to wielki dzień dla kolarstwa. 188-kilometrowy odcinek Merano - Aprica już przed jego rozegraniem może uchodzić za absolutnie wyjątkowy. Mianowicie, już nigdy ani wcześniej ani później w ciągu jednego dnia nie kazano kolarzom w żadnym wyścigu szosowym świata pokonywać dwóch tak trudnych górskich podjazdów: Passo Stelvio oraz najtrudniejszego wówczas podjazdu kolarskiego na świecie - Passo di Foppa, zwanego pieszczotliwie Passo del Mortirolo (Alto l Angliru jest wtedy jeszcze nikomu nieznanym klepiskiem w Górach Kantambryjskich). Jakby tego było mało, przed metą organizatorzy fundują kolarzom jeszcze, raczej zmarszczkę, Passo Aprica oraz bardzo stromy choć o wiele krótszy niż Mortirolo Valico di Santa Cristina. Przebieg tego etapu także zasługuje na opis. Początkowo umyka wszystkim doświadczony góral o uznanej renomie - Franco Vona - który wygrywa premię Cima Coppi. Marco Pantani z łatwością zrywa z koła wszystkich, poza liderem Bierzinem, na samym początku Mortirolo. Franco Vona w ekspresowym tempie traci 2 minuty z niedawnej przewagi i chwilę później już nawet nie ogląda pleców Pantaniego. Bierzin też słono płaci za swoją szarżę, chęć dorównania Pantaniemu w tylko jemu dostępnych pokładach ludzkiej wytrzymałości. Marco, stosując tempową arytmię, już przed połową podjazdu gubi Rosjanina. Indurain tymczasem, jadąc bardziej ekonomicznym tempem, już na Mortirolo dościga, wyprzedza i mocno dystansuje Rosjanina. Nie jedzie sam, jego tempo wytrzymują Wladimir Belli, Kolumbijcyk Nelson Rodriguez, Gianni Bugno oraz lider Carrery Claudio Chiappucci. Indurain nie traci już od tego momentu wiele do Pantaniego, mimo, że ten, atakując od samego początku góry, pokonuje słynny podjazd w rekordowym do dziś czasie - bo licząc od podnóża w 43 minuty i 57 sekund (aż 2 minuty i 3 sekundy szybciej niż dotychczasowe najlepsze osiągnięcie Franco Chiocciolego z 1991 r.). Jeszcze przed przełęczą Gianni Bugno nie wytrzymuje tempa Baska i już na zjeździe wchłania go grupka Bierzina. Na szczycie Marco Pantani ma 1 minutę przewagi nad drugą grupą, w której książę Navarry jest jedynym pracującym zawodnikiem, a już 2,5 minuty nad liderem wyścigu. Zostaje jednak jeszcze 50 kilometrów dystansu, z czego dużą część stanowią zjazdy i wypłaszczenia. I zgodnie z obawami włoskich kibiców Pantani tę przewagę traci! Indurain, Pantani, Chiappucci, Rodriguez i Belli zgodnie współpracują, ale najwięcej daje z siebie Bask. W szybkim tempie czołówka pokonuje podjazd Passo Aprica. Bierzin jedzie w podobnej liczebnie grupce, ale traci coraz więcej. Szala zwycięstwa w wyścigu przechyla się powoli w stronę Induraina. U podnóża finałowego podjazdu różnica między prowadzącą piątką a grupką lidera przekracza nieznacznie 3 minuty, zatem Indurain na 9 km przed metą etapu jest wirtualnym liderem wyścigu! I wtedy, trzykrotny na ten czas triumfator Tour de France i dwukrotny zwycięzca Giro d Italia, płaci wysoką cenę za pogoń za Pantanim na Mortirolo, oraz nadawanie tempa ucieczki przed Bierzinem na płaskim. Kiedy na początku podjazdu atakuje z nie mniejszą furią niż na Mortirolo Marco Pantani, zostają z tyłu wszyscy jego kompani. Indurain niemal się zatrzymuje, a na jego twarzy maluje się wielkie cierpienie. Brakuje zupełnie sił na tych parę marnych kilometrów (choć o średnim nachyleniu niemal 9%, a maksymalnym 15% w kilku miejscach). Ale i pozostali członkowie ucieczki mają teraz nietęgie miny. Sił na odjechanie Baskowi starcza jedynie Chiappucciemu, ale i on błyskawicznie traci do swojego młodszego kolegi z zespołu. Bierzin, który również szarżował na Mortirolo, przyspiesza, gdy słyszy komunikat od dyrektora sportowego o aktualnej sytuacji na trasie. Wobec pojawienia się możliwości skutecznej obrony różowej koszulki, Rosjanin sięga po ostatnie rezerwy. I po chwili powraca na wirtualny fotel lidera wyścigu, bo Indurain na ostatnim podjeździe ani na chwilę nie jest w stanie stanąć na pedałach. Podjechanie pod niespełna 9-kilometrowy podjazd zajęło mu 3,5 minuty więcej czasu niż Pantaniemu! Jeszcze 1-2 kilometry, a doścignąłby go sam Bierzin. Marco Pantani jest tego dnia bezkonkurencyjny, różnice czasowe na mecie tego historycznego etapu jasno na to wskazują: 1. Marco Pantani (siedem godzin bez kilku minut jazdy po wysokich górach!), 2. Claudio Chiappucci 2 minuty i 52 sekundy straty, 3. Wladimir Belli, 4. Nelson Rodriguez po 3 minuty i 27 sekund straty, 5. Miguel Indurain 3 minuty i 30 sekund straty!, 6. Jewgienij Bierzin, 7. Udo Bolts po 4 minuty i 6 sekund straty!!, 8. Gianni Bugno, 9. Wladimir Pulnikow, 10. Paweł Tonkow po 5 minut i 50 sekund straty. To prawdziwy nokaut i zarazem generalny triumf Carrery, która udowadnia, że aktualnie dysponuje dwoma najsilniejszymi góralami w peletonie. Niestety, jest to jednocześnie ostatnia jazda Marco pod Mortirolo, z różnych względów nie dane mu było wystąpić na etapach z tym kultowym podjazdem rozegranych w latach 1996, 1997, 1999 i 2004. Po tym odcinku Marco Pantani wychodzi na znakomitą 2. pozycję w klasyfikacji generalnej, przed wielkiego Miguela Induraina. Do Bierzina brakuje mu jeszcze tylko 1 minuty i 18 sekund, ma za to niecałe 2 minuty przewagi nad znakomitym Baskiem. To niewiele w kontekście drugiej jazdy indywidualnej na czas, na szczęście pozostaje jeszcze kilka etapów górskich, z których jeden prezentuje się bardzo okazale, choć nie jest aż tak ekstremalnie trudny jak ten do Aprica.